Tytuł: Śnieżyca
Autor: S. Sala
Wydawnictwo: Mira-Harlequin
Rok wydania: 2002
Ilość stron: 384
Każdy wzdrygnąłby się, gdyby przeczytał słowa: „Będziesz
cierpiała za grzech”. W końcu któż z nas nie zgrzeszył choć raz? A nie
jest to list od organizacji katolickiej. Mnie serce stanęłoby ze strachu. Nic
więc dziwnego, że Caitlin – bohaterka książki - się przeraziła. A podobnych
listów dostała już dwadzieścia.
Caitlin Bennet jest pisarką thrillerów. Trzeba
dodać, że świetnych. I jak każda osoba publiczna ma też wrogów. Ten konkretny
dręczy ją nienawistnymi anonimami. W końcu jednak wysyłanie anonimów mu nie
wystarcza. Caitlin zostaje pchnięta na przejściu dla pieszych wprost pod koła ciężarówki.
Dreszcz mnie przeszedł, gdy czytałam fragment o zobaczeniu swojego odbicia w
zderzaku.
Kobieta ląduje w szpitalu. Jej najlepszy
przyjaciel i zarazem wydawca postanawia zapewnić jej ochronę. Nie ufa jednak
nikomu poza swojemu przyrodniemu bratu – Connorowi „Macowi” McKee (ci Szkoci
mają coś w sobie). Jest jednak jeden problem. Najbliżsi sercu Aarona nie
przepadają za sobą. Na szczęście Mac słysząc o ciężkim stanie Caitlin
postanawia zrezygnować z długo obiecywanego sobie urlopu i przylatuje, by się
nią zająć.
Kobieta nie jest szczęśliwa, że go widzi. Ale
okazuje się, że obecność Maca jest niezbędna. Gdyby nie czuwał przy jej łóżku,
już pierwszej nocy w szpitalu psychopata dokończyłby swoją robotę. Dlatego też
Mac nie poddaje się i wprowadza się na jakiś czas do apartamentu Caitlin. Nic
tak nie zbliża do siebie ludzi, jak próba morderstwa i konieczność wspólnego
zamieszkania.
W międzyczasie w mieście popełniane są brutalne
morderstwa. Ktoś gwałci kobiety, podrzyna im gardła i, żeby jeszcze było mało,
tnie ich twarze na kształt litery x. Czytelnik sporo dowiaduje się o sposobie
działania mordercy, gdyż co kilka rozdziałów można przeczytać o zdarzeniach z
jego punktu widzenia. Jest to zabieg, za którym nie przepadam, jednak w Śnieżycy wypadł nad wyraz dobrze. Czytelnik
ma wgląd w pokręconą i jednocześnie dziwnie uporządkowaną psychikę mordercy.
Właściwie wszyscy psychopaci, których długo lub w ogóle nie udało się złapać,
byli niesłychanie logiczni i cierpliwi. Buddy’emu cierpliwość powoli się
kończy. Nie straszy już tylko samej Caitlin, ale również podkłada bombę pod
wydawnictwo, które wydaje jej książki. Aaron zostaje ranny, a wspólny niepokój
o niego zbliża do siebie Caitlin i Maca.
W końcu również i policja zainteresowała się
prześladowaniem kobiety. Dwóch funkcjonariuszy odwiedza ją w apartamencie.
Przystojny mundurowy – Neil – podrywa nawet naszą bohaterkę, co doprowadza do
szału Connora. W końcu nasi bohaterowie muszą udać się na posterunek, by
uzupełnić zeznania. Tam natykają się na pokój, w którym inni policjanci próbują
rozwiązać sprawę grasującego po mieście seryjnego mordercy. Na tablicy wiszą
zdjęcia zamordowanych kobiet. Kobiet, które są łudząco podobne do Caitlin.
Kiedy funkcjonariusze mają już punkt zaczepienia rozpoczyna się poszukiwanie
sprawcy. Jednak, gdy wreszcie jego tożsamość zostaje odkryta okazuje się, że
Caitlin jest już w jego rękach.
Pierwsza lektura tej książki przyniosła mi mnóstwo
przyjemności. Oczywiście nie chodzi tu o czytanie o brutalnych morderstwach,
ale o zagadkę, której nie da się samodzielnie rozwiązać, dopóki narrator nam czegoś
nie zdradzi. Do samego końca nie wiadomo kto w rzeczywistości był mordercą.
Jego tożsamość była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nigdy bym się tego nie
spodziewała.
W Śnieżycy
mamy również miłość. Cóż mogę powiedzieć? Sytuacje, w których bohaterowie na
początku się nie znoszą, to moje ulubione rozpoczęcia romansów. W fabule nie
braknie wtedy ciętych wypowiedzi i złośliwych ripost, a miłość, która się rodzi
jest poprzedzona intensywnymi zalotami. Temperamenty bohaterów ścierają się ze
sobą krzesząc iskry.
Nie wspominając już o samej postaci Maca. Nic nie
poradzę, że mam wyjątkowo bujną wyobraźnię. Zaś plastyczne opisy jego wyglądu pomagają
mi wyobrazić go sobie jeszcze lepiej. Właściciel firmy ochroniarskiej,
muskularny, wysoki. W dodatku inteligentny i opiekuńczy. Ma nawet poczucie
humoru. Po prostu ideał. Na szczęście dla książki ma też wady. Jest wyjątkowo
porywczy i arogancki w negatywny sposób. Jednak nawet tacy faceci dają się
złapać. A kobieta pokroju Caitlin fantastycznie sobie z nim poradzi. Jest
przecież samodzielną, niezależną i silną kobietą. Momentami nieco irytującą
(chodzi mi o reakcje czytelnika), ale da się ją lubić.
Był jeden fragment, który wydał mi się wciśnięty
na siłę. Kiedy to Caitlin czeka w poczekalni na wiadomość o stanie zdrowia
Aarona i widzi małą dziewczynkę, która ze złością koloruje obrazek czarną
kredką. Caitlin pomaga jej w kolorowaniu nieustępliwie żądając innych kolorów.
Potem dowiaduje się, że mała była świadkiem brutalnej napaści na swoją matkę,
która umiera w szpitalu. Jest to bardzo wzruszająca scena, jednak autorka
opisała ją w taki sposób, że wydała mi się zbędna w całej fabule. Jakby Sala
chciała na siłę zrobić z Caitlin kobietę oddaną innym ludziom, współczującą, a
w dodatku doskonale nadającą się na matkę. Chyba trochę jednak przesadziła.
Poza tym drobnym zgrzytem, cała książka jest warta
przeczytania. Nie jest to może kryminał na miarę Christi, ale nie stracicie
przy nim czasu. W dodatku historia miłosna nie stanowi w tym wypadku osi
centralnej, ale jest miłym dodatkiem scalającym fabułę.
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Zapowiada się bardzo ciekawie. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń