Tytuł: Zmierzch
Autor: S. Meyer
Seria: Zmierzch tom 1
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 416
W wielu recenzjach nawiązywałam do książki
Stephanie Meyer. Zapewne wielu z was ją czytało lub przynajmniej kojarzy. Postanowiłam
jednak przybliżyć ją tym, którzy mogli jeszcze nie mieć z nią do czynienia oraz
przypomnieć tym, którzy ją znają.
Była to pierwsza książka z gatunku paranormal
romance, z którą się zetknęłam. Najpierw jednak widziałam film, który zachęcił
mnie do przeczytania tej historii. I powiem, że powieść parę lat temu bardzo mi
się podobała. Zostałam wierną fanką Edwarda, a po przeczytaniu kolejnych
części, także Jacoba – im więcej miałam lat, tym wskazówka wielbicielomierza
przechylała się w stronę tego drugiego. Teraz mój stosunek do niej jest raczej
sentymentalny.
Zmierzch to
pierwsza książka sagi o tym samym tytule. Reklamowany był (i jest) jako megabestseller.
Hasła reklamowe piszą, że to „magiczna opowieść o zakazanej miłości wampira i
nastolatki”. Tyle w tym zachwytu, że trochę mnie mdli. Bella Swan zmienia
szkołę. W nowej placówce poznaje chłopaka, Edwarda, który jest bardzo
tajemniczy, skryty i niesłychanie pociągający. W końcu okazuje się, że Edward i
cała jego rodzina to wampiry. Ale te dobre wampiry, gdyż oni piją krew
wyłącznie zwierząt. Młodzi zakochują się w sobie, jednak Edward stara się
odsunąć od siebie Bellę, gdyż obawia się, że może ją skrzywdzić. W końcu inny
wampir obrał sobie jego ukochaną za cel i muszą ją wywieźć z miasta w celu
ochrony. Oczywiście James ją dopada, jest bójka i zagrożenie śmiercią. Na
szczęście wszystko dobrze się kończy. Streszczenie spłyca specjalnie fabułę
książki, by nie pozbawić was ciekawszych smaczków z powieści. Wszystkie one
krążą głównie wokół pary bohaterów i ich miłości, ale pojawia się też kilka
innych momentów, które wyróżniają tę powieść na tle innych.
Nie twierdzę, że Zmierzch to literatura wysokich lotów. Jednak jak na romans jest wyjątkowo
nowatorska. Mamy tu do czynienia z motywem wampirów ujętym zupełnie inaczej niż
dotychczas. Od tej książki właściwie zaczęła się moda na dobrych wampirzych
bohaterów. Mit Draculi odwrócono o 180 stopni. Podobnie zrobiono z innymi „potworami”.
Większość tego typu elementów to czysta fikcja i całkowity wymysł autorki. Ale
pasują do charakteru powieści.
Wkurzająca jest postać Belli. Większość krytyków
określało ją przymiotnikiem „pretensjonalna”. Ja dodam, że jest ona zbyt
dojrzała jak na swój wiek. Edward może być, w końcu ma ponad sto lat. Ale ona?
Który człowiek w wieku 17 lat, wie co chce w życiu robić?
Książka przemyca też pewne treści, które rodzicom
nastolatków bardzo się spodobają. Mianowicie rozsądne podejście do spraw seksu
i poczekanie z inicjacją.
Ogólnie Zmierzch
jest dobry, ale jak dla mnie już nie rewelacyjny. Przynajmniej nie po tylu
latach od przeczytania. Zawiera w sobie pewne elementy niedorzeczności, które
nawet w romansie paranormalnym są nie do końca akceptowalne.
Fenomen Zmierzchu
wywołał falę szalonego zachwytu i wyraźnej niechęci. Ta pierwsza dotyczy
młodych dziewcząt, które z wielbicielek stały się szalonymi fankami. Ta druga
dotyczy całej reszty ludzi (szczególnie zazdrosnych mężczyzn ;) ), którzy radzą
sobie z tym zjawiskiem za pomocą humoru. W internecie zaczęły pojawiać się parodie.
Cóż można o nich napisać? Większość nie jest
robiona przez profesjonalistów. Jednak w końcu i profesjonaliści postanowili
zarobić na fenomenie i wyprodukowali parę parodii.
Najgorszą możliwą, którą ktokolwiek odważył się
wydać jest Zmrok napisany przez
środowisko uniwersytetu Harvard pod pseudonimem Harvard Lampoon (lampoon to po angielsku paszkwil). Szkoda słów. Książka
reklamowana jako fenomenalna parodia okazała się totalnym gniotem. Zamiast
śmieszna jest żałosna. Szkoda na nią waszych pieniędzy. Jedyne co w niej dobre
to okładka. Ta udała się wydawcy.
Dużo lepszy jest film z zeszłego roku Wampiry i świry. Jest to komedia na
miarę Poznaj moich spartan i American pie. Śmieszna, ale w tym
rubasznym i infantylnym sensie. Parodiuje trzy pierwsze ekranizacje sagi Stephenie Meyer. Obejrzyjcie trailer, w nim znajdują się
wszystkie najlepsze momenty tego filmu.
Najlepszą robotę wykonała grupa Hillywood. W
krótkich 10-minutowych odcinkach sparodiowali dotąd trzy części filmu i zrobili
to najlepiej ze wszystkich. Parodię budują w formie teledysku do odpowiednio
dobranej do fabuły Zmierzchu piosenki.
Subtelnie wyśmiewają absurdy książek/filmów nie dochodząc przy tym do granicy
niesmaku. Nie ma co o nich pisać. Ich trzeba zobaczyć.
Za inspirację do napisania tego posta dziękuję mojej przyjaciółce, Majce :)
Sagę Zmierzch czytałam... Nawet kilka razy, bo aż pięć. Teraz książki stoją na półce od roku i tylko od czasu do czasu (czyli już bardzo dawno nie) zaglądam do nich, by przypomnieć sobie jakiś fragment, który lubiłam.
OdpowiedzUsuńNigdy nie należałam do osób, które od razu rzucają się na coś co jest modne, ze Zmierzchem było podobnie, ponieważ na początku twierdziłam, że jest to straszna... szmira. Potem jakimś cudem przeczytałam i spodobało mi się. Powiem, że nie żałuję. Mam miłe wspomnienie związane z tymi książkami i wątpię, by to się zmieniło.
Pozdrawiam.
Mam dokładnie takie samo podejście. Cokolwiek nie powie się o tej sadze, sentyment i tak pozostanie.
OdpowiedzUsuńCała Saga jeszcze przede mną. Są tak podzielone opinie, że z tym większym zainteresowaniem sięgnę po lekturę. Jestem ciekawa czy mi książki się spodobają. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCZytalam trylogię o Edwardzie i Belli i podobała mi się, dobrze się czyta. Autorka potrafiła taknapisać, że momentami ciężo oderwać się od lektury. Natomiast jest wiele niedociągnięć i absolutnie nie polecałabym tego tytułu nastolatkom. Film bardzo mi sie nie podobał i moim zdaniem byl duuuużo gorszy ood książki.
OdpowiedzUsuń