Tytuł: Niebo Montany
Autor: N. Roberts
Wydawnictwo: Książnica
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 512
„Śmierć Jacka Mercy’ego wcale nie zmieniła faktu,
że był on sukinsynem”. Tak zaczyna się powieść Nory Roberts. Czego można
spodziewać się po takim początku? Znając Norę na pewno możemy liczyć na wartką
akcję i zabawne dialogi.
Akcja powieści rozpoczyna się na pogrzebie owego
sukinsyna. Jednak nie wszystko idzie tak gładko jak powinno. Otóż dwie jego
córki spóźniają się na uroczystość. Właściwie to cud, że w ogóle się zjawiły.
Jack Mercy nie był kochającym tatą. Właściwie był egoistą i arogantem. Wierzył,
że jest niezniszczalny i nieomylny. Nic więc dziwnego, że nawet we własnej
rodzinie nie był lubiany. Ale jego obiecujący testament skłoniłby do przyjazdu
nawet największego wroga.
Samolubny Jack ożenił się trzykrotnie (aż tak
bardzo chciał mieć syna i spadkobiercę). Na nieszczęście dla niego urodziły mu
się trzy córki. Z matkami dwóch pierwszych się rozwiódł, z ostatnią nie zdążył,
gdyż zmarła przy porodzie. Tak więc Willa musiała zostać na ranczu, zaś Tess i
Lily zostały ze swoimi matkami, co właściwie wyszło im tylko na dobre.
Kobiety właściwie się nie znają. Nigdy nie miały
możliwości przebywać razem, wiedziały tylko o swoim istnieniu. Jednak śmierć
ojca sprowadziła wszystkie w jedno miejsce i pozwoliła im w końcu się poznać.
Właściwie ta pozytywna część związana jest z nieprzyjemnymi wydarzeniami i zaskakującymi
warunkami testamentu.
Wszystkie trzy siostry mają mieszkać na ranczu
przez okrągły rok. Nigdzie nie mogą wyjeżdżać na dłużej. Ranczo ma być
prowadzone jak dotychczas. Jeśli spełnią warunki testamentu, każda z nich
otrzyma jedną trzecią praw własności do majątku, co równa się jednej trzeciej z
dwudziestu milionów dolarów. Niebagatelna sumka. Gdyby jednak któraś nie
dotrzymała warunków, każda z nich otrzyma sto dolarów, a ranczo przejdzie na
rzecz Ligi Ochrony Przyrody. Chyba nie muszę mówić, jaka była ich decyzja? Jest
jeszcze jeden haczyk. Przez ten rok, Nate – prawnik i właściciel hodowli koni,
oraz Ben – właściciel sąsiedniego rancza, mają kontrolować każdą decyzję Willi,
jako że ona będzie ranczo prowadzić. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie
to, że Willa nie cierpi Bena. Powodem jest zapewne to, że Jack chciał oddać
Benowi ziemię w zamian za to, że Ben ożeni się z Willą. Nikt nie lubi być
traktowany jak jałówka.
Poza tym problemem jest jeszcze kilka, przez które
dziewczynom nie będzie łatwo żyć pod jednym dachem. Różnią się od siebie jak
ogień i woda. Czeka je sporo kłótni, kłótni i kłótni. Willa to chłopczyca. Jest najmłodsza z
rodzeństwa. Całe życie próbowała udowodnić ojcu, że jest równie dobra jak syn i
może go zastąpić. Jest świetna w tym co robi, jednak nigdy nie uzyskała jego
akceptacji. Willa ma starszego przyrodniego brata. Z Adamem mają wspólną matkę,
więc mężczyzna nie jest dzieckiem Jacka (muszę to podkreślić, gdyż było to
istotne dla fabuły i stosunków między niektórymi bohaterami). Mężczyzna ma
niezwykły talent do ujeżdżania koni. Charakteryzuje się też anielską
cierpliwością, która pomaga mu w kontaktach zarówno ze zwierzętami, jak i z
ludźmi. Przydała mu się szczególnie, gdy próbował nawiązać kontakt ze średnią z
sióstr – Lily. To kobieta po przejściach. Była maltretowana przez byłego męża i
nadal przed nim ucieka. Najstarsza – Tess – przyjechała z Hollywood, gdzie
pisze scenariusze do filmów. Jest typową lalunią, która na wsi nie przetrwałaby
tygodnia bez manicure. W dodatku bydło napawa ją wstrętem. Nie ma jednak
wyjścia. Musi zostać na ranczu, jeśli chce otrzymać pieniądze. Na szczęście w
pobliżu kręci się sporo przystojniaków w obcisłych dżinsach, którzy urozmaicą
jej to przymusowe wygnanie. Najlepszym kandydatem jest Nate, który nie hoduje
bydła. To chyba najważniejszy argument w tych okolicznościach.
Jednak wykreowane trzy historie miłosne to tylko
spoiwo dla prawdziwego wątku – kryminalnego. Ktoś zaczyna ćwiartować zwierzęta
i straszyć mieszkańców rancza. W dodatku dochodzi do morderstwa na jednym z pracowników.
A były mąż Lily nie zgłosił się na policji, co miał robić regularnie w ramach
wyroku sądu. Czy będzie więcej ofiar? Jak Willa poradzi sobie z nawarstwiającymi
się problemami? Wiadomo jakie będzie zakończenie. Czy ktoś czytał kiedyś
romans, który nie zakończył się happy endem? Dlatego je lubię.
Powieść podzielona jest na cztery pory roku. Na
początku obserwujemy jak dziewczyny próbują dopasować się do nowej
rzeczywistości. Potem widzimy ich wspólne zmaganie ze strachem, co pomaga im
się zjednoczyć. W międzyczasie każda z nich spotyka miłość i wreszcie ma
odskocznię od przykrych zdarzeń.
W związku z elementami romantycznymi czytelnik
będzie mógł rozkoszować się trzema różnymi historiami. Kobieta po przejściach i
mężczyzna, który ją uleczy, wamp i skromny chłopak oraz nieznoszący się
sąsiedzi. Dialogi tej ostatniej pary rozbawią was do łez. Przypomnijcie sobie
zabawę w podchody, bo mniej więcej tak wygląda historia ich romansu.
Zawsze twierdziłam, że Roberts potrafi stworzyć
niebanalne opowieści. I tym razem też się nie myliłam. Wątki miłosne były do
przewidzenia, chociaż umieszczenie aż trzech w jednej książce sprawia, że stają
się mniej schematyczne. Każda z tych historii żyje osobno, ale razem tworzą
pewien obraz rzeczywistości. Nie wydają się sztuczne, a sprawiają, że czytelnik
widzi ranczo Mercy z różnych punktów widzenia.
Równie świetna jest tajemnica. Robert nie jest
taka świetna jak Aghata Christy, gdyż w pewnym momencie książki można się domyślić
kto jest mordercą (chociaż ten moment znajduje się bardzo blisko końca). Jednak
fantastycznie prowadzi nas przez ten wątek. Równomiernie rozkłada napięcie, by
w momencie kulminacyjnym zwalić czytelnika z nóg. A w całej powieści jest kilka momentów, które
nazwałabym małymi punktami kulminacyjnymi. Myślisz, że to już koniec, ale
jednak nie. Wszystko zaczyna się od nowa. Czytelnik zaczyna odczuwać niepokój,
podobnie jak bohaterowie. Autorka świetnie poprowadziła całą historię. Jednak
chwyt z opisywaniem punktu widzenia mordercy nie do końca przypadł mi do gustu.
Podkręca atmosferę, gdyż czytelnik wie, że to ktoś z otoczenia bohaterów, ale
nie wie kto. Jednak mam wrażenie, że takie poprowadzenie fabuły za dużo
zdradza.
Oprócz wprowadzonych wątków można poczytać o życiu
na ranczu. Nie wiem jak was, ale mnie zawsze to ciekawiło. Tamta rzeczywistość
jest tak inna od tej naszej rolniczej. A opis niezwykłych krajobrazów Montany sprawia,
że chciałabym tam pojechać. Nie mówię tylko o górach i wrzosowiskach, na
których pasą się krowy. Widok przystojniaka w obcisłych dżinsach ujeżdżającego rączego
rumaka wywołuje we mnie dreszczyk.
Wiele razy pisałam, że Nora Roberts to moja
ulubiona autorka, więc nie będę was zanudzać opiewaniem jej kunsztu literackiego.
Napiszę tylko, że serdecznie polecam jej powieści. A dla tych, którzy nie są
przekonani do jej książek, polecam ich ekranizacje. Może wydadzą się wam
ciekawsze. W nich większy nacisk położono na wątek kryminalny. Oto fragment
filmu Niebo Montany (byle czego, to
chyba by nie filmowali):
Ciekawe :) Muszę się za nią rozejrzeć jak będę miała chwilkę czasu :}
OdpowiedzUsuńA co do wyszukiwarki Znaku i samego Wydawnictwa to fakt, nie mają w swoich zbiorach niewymagającej lektury, ale wydaje mi się, że dla Ciebie znajdą się książki Richarda Paula Evansa. Ostatnio czytałam jedną, myślę, że spodobałaby Ci się ^.-
kiedyś zabierałam się za tę książkę ale nie potrafiłam przebrnąć przez początek... muszę to kiedyś nadrobić... no i koniecznie zobaczyć film :)
OdpowiedzUsuń