Tytuł: Wszystkie barwy Toskanii
Autor: Julia James, India Grey, Diana Hamilton
Wydawnictwo: Harlequin-Mira
Seria: Opowieści z pasją tom 4
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 432
To zbiór trzech opowiadań, których akcja rozgrywa
się we Włoszech. Jest to przedruk wydanych wcześniej osobno trzech popularnych
Harlequinów z serii Światowe Życie. Oczywiście zmieniono też tytuły. Dzięki
Bogu na lepsze, moim zdaniem. Niestety poza ładniejszym i bardziej
„prestiżowym” wydaniem nadal są to jakościowo niskie czytadła. Nie twierdzę, że
wszystkie „harlequiny” są złe. Ale też nigdy nie wolno spodziewać się wiele po
książeczkach, które mają 150 stron w formacie 10,5x17cm.
Julia James Cena
małżeństwa (Toskańska przygoda)
Nie wiem co ze mną jest, ale historie tego typu
wydają mi się romantyczne. Standardowa opowieść o bogatym mężczyźnie i biednej
dziewczynie, którzy pobierają się z rozsądku. Kolejna współczesna historia o
Kopciuszku. Magda jest sprzątaczką wychowującą samotnie rocznego synka. Rafael
poznaje ją, gdy kobieta szoruje jego łazienkę i natychmiast proponuje jej
małżeństwo. Musi ożenić się przed trzydziestką, żeby zdobyć pakiet kontrolny
akcji rodzinnej firmy (ojciec go szantażuje), a poprzednia narzeczona się
rozmyśliła. Oznajmił więc, że oświadczy się pierwszej napotkanej kobiecie. I
bach! Poznał Magdę. Na początku dziewczyna nie daje się przekonać, ale 100 tys.
funtów jest dobrym argumentem, szczególnie gdy ma się na utrzymaniu małe
dziecko.
Pobierają się i wyjeżdżają do Włoch. Rafael chce
przedstawić żonę swojej rodzinie. Nie wspomniał tylko, że wybrał zaniedbaną i
biedną kobietę, tylko po to, żeby zrobić ojcu na złość. W końcu tatuś wybrał
już dla niego narzeczoną. Nie ma to jak dwóch upartych facetów w rodzinie.
Biedna Magda została wrzucona w sam środek huraganu. Na szczęście Rafaela
dosięgają wyrzuty sumienia. W ramach zadośćuczynienia zabiera żonę do salonu
piękności. Efekt jest oszałamiający. Cóż powiedzieć? Faceta zatkało. Nic
dziwnego, że postarał się szybko zaciągnąć ją do łóżka. Oboje porywa namiętna
miłość. Zaczynają zachowywać się jak prawdziwi nowożeńcy. Jednak zbliża się
czas wyjazdu z Włoch. Tym samy dobiega końca pierwsza część umowy. Od tego
czasu mieli spędzać życie osobno. Ale przecież mieli też nie uprawiać seksu.
Dzień przed upływem terminu i mającą zdecydować o
losie ich związku rozmową przed Magdą zjawia się Lucia – narzeczona wybrana
przez ojca. Twierdzi, że Enrico miał zawał, a dalsza obecność Magdy jeszcze
bardziej pogorszy jego stan i zagrozi kruchej więzi jaka z tego powodu
nawiązała się między ojcem a synem (muszę wspominać, że ojciec był wściekły,
kiedy Rafael przedstawił mu Magdę?). Lucia daje Magdzie czek na 10 tys. euro,
które rzekomo pochodziły od Rafaela. To koniec.
Oczywiście kobieta kłamała, ale naiwna Magda
(ciągle niepewna siebie i uczuć, które mógł żywić do niej taki atrakcyjny i
bogaty mężczyzna) wraca do Anglii. Na szczęście z braku pieniędzy zrealizowała
czek, a dzięki temu Rafael mógł ją odnaleźć. I wszyscy żyli długo i
szczęśliwie.
Może i nie jest to opowiadanie najwyższej jakości,
jednak mnie zawsze poruszała klasyczna historia o Kopciuszku. Tutaj jest ona
nieco zmodyfikowana. Pojawia się przecież dziecko. A pokochanie nie swojego
potomka nigdy nie jest proste. Było tu sporo sentymentalnych bzdur, tak
niestety charakterystycznych dla harlequinów. Ale każdemu przyda się czasami
tak polukrować.
India Grey Tajemnice
domu mody (Wyprawa do Florencji)
Jedno słowo, które określi to opowiadanie:
niedorzeczne. Nic tam nie trzyma się rzeczywistości. Autorka wymyśla
najdziwniejsze sposoby zetknięcia bohaterów i tłumaczenia ich motywów. Mamy
Eve, której siostra Ellie przedawkowała narkotyki i zmarła. Jednak Eve uważa,
że to nie był wypadek, a celowe zabójstwo, gdyż Ellie wiedziała dużo o przedsiębiorczości
narkotykowej syna swojego pracodawcy, którym był słynny projektant Antonio Di
Lazaro. Eve pomagając przyjaciółce (musi zastąpić ją we Włoszech jako
dziennikarka) postanawia przy okazji zemścić się na Di Lazaro synu. A więc, bez
żadnego doświadczenia, port-folio i referencji, ma tylko twarz taką samą jak
siostra (bliźniaczki), udaje jej się wystąpić na wybiegu jednego z
najsłynniejszych projektantów mody. Tak po prostu. A więc Top Model jednak
kłamie. Każda z nas może iść na wybiegu, ot tak dla zachcianki. Wystarczy być
tylko siostrą bliźniaczką zmarłej modelki. I nikt nie zapyta: ”A co ty tu robisz?
Przecież nie żyjesz!”. To takie naturalne, że zmarli powstają z grobów i
wracają do swoich prac, jak gdyby nigdy nic. Czyżbym przegapiła Sąd Ostateczny?
Żeby nasza bohaterka opanowała nerwy koleżanka po
fachu (modelka – można się pogubić w tych zawodach) radzi jej, by Eve wybrała
sobie jedną osobę na widowni i na niej skupiła cały swój seksualizm, a wyjście
okaże się sukcesem. Tak też robi. A za obiekt wybrała sobie Raphaela Di Lazaro
(Tak. Tu też mamy Rafaela, ale przez „ph”. Chyba tylko to jedno imię autorki
uznały za wystarczająco włoskie). Tylko, że dowiedziała się o tym dopiero po
tym, gdy zaczęli się namiętnie całować na przyjęciu po pokazie. Okazuje się
też, że słynny projektant ma dwóch synów: złego i dobrego. Eve oczywiście
wpadła i zapałała nieokiełznaną namiętnością do tego drugiego. Chociaż ten
pierwszy – Luca – też ją podrywa.
Cała fabuła kręci się wokół ich niekontrolowanych
wybuchów namiętności i jej chęci zemsty. A! Raphael również ma zamiar wtrącić
brata (przyrodniego) do więzienia, gdyż wie o jego czarnych interesach.
Niestety to byłoby jeszcze do zniesienia. W końcu
romanse muszą mieć jakiś inny wątek poza miłosnym. Inaczej byłyby nudne. Ale
autorka postanowiła posłużyć się pokręconą logiką. Przytoczę może kilka
przykładów, dla zobrazowania mojego zdegustowania.
Za każdym razem, kiedy Raphaelowi zdarzy się ją
obrazić (oskarża ją o różne rzeczy, jak to każdy arogant, przecież zawsze ma
rację) dziewczynie zbierają się łzy w oczach i zaraz odwraca się chcąc uciec.
Irytujące. Gdybym była facetem i miała do czynienia z tak fochalską dziewczyną,
rzuciłabym ją w diabły po kilku minutach spotkania. Ale on jest wytrzymały.
Punkt dla Raphaela.
Scena druga. Tę to najmniej rozumiem. Eve jedzie
limuzyną na inne przyjęcie. Tam spotyka Lucę, który bez skrupułów ją upija („W
tych drinkach prawie nie ma alkoholu” – ta dziewczyna nie jest naiwna, ona jest
po prostu głupia!). Wychodzą razem z klubu. Wszystko to widzi Raphael. Obiecał,
że nie będzie się więcej wtrącał, ale nie może przeboleć, że taka niewinna
dziewczyna zostanie sprowadzona na złą drogę. Podjeżdża swoim samochodem i
dowiaduje się, że Eve nie ma gdzie przenocować, gdyż wymeldowała się z hotelu.
Kto idąc na imprezę nie ma w zanadrzu jakiegoś miejsca do spania? Co? Planowała
prosto z klubu jechać na lotnisko i wrócić do Stanów?! To jest tak pozbawione
logiki, że aż głupie.
Scena trzecia. Raphael i Eve wybierają się na
przyjęcie. Ona nie ma się w co ubrać. Więc idą kupić kieckę. Po erotycznych
opisach jej w samym staniku, bez niego i w sukience kupują ją. Oboje są już
nieziemsko podnieceni (nie, jeszcze tego nie zrobili). Idą przez plac św.
Marka. Nagle zaczyna padać. Patrzą sobie głęboko w oczy, a po chwili już
przyssali się ustami. Nie będą jednak mokli. Co za szczęśliwy zbieg
okoliczności! Jego ojciec ma mieszkanie przy samym placu. Wpadają tam. Robią
wreszcie co trzeba. Ale cóż to? Sukienka została na placu. Roznamiętniony
Raphael upuścił torbę z zakupem i pognał zając się czymś przyjemniejszym.
Jednak nie bój nic. Antonio trzyma w mieszkaniu ubrania jego zmarłej żony, a
matki Raphaela. Eve może wybrać którąś suknię. WTF?! W tym momencie scena
kupowania wydaje się kompletnie niepotrzebna. Autorka mogła darować sobie to
zgubienie kiecki. Który normalny (nawet nieziemsko bogaty) człowiek zostawia w
szale namiętności, coś wartego kilka tysięcy? Ja nie znam żadnego. Bez tego
momentu cała scena byłaby logiczna. A tak jest sztucznie rozbudowana.
W sumie cała historia jest w ten sposób
skonstruowana. Mam wrażenie, że autorka wymyśliła zarys fabuły, a zespolenie
poszczególnych wątków pozostawiła przypadkowi.
Diana Hamilton Druga
siostra (Willa w Toskanii)
Posiadanie rodzeństwa nie zawsze ma swoje dobre
strony. W tym wypadku siostra bliźniaczka popełnia przestępstwa i zaciąga
długi. A wierzyciele zjawiają się u Milly i żądają rekompensaty. Właściwie
zjawia się jeden wierzyciel. W dodatku bogaty.
Cesare żąda powrotu Jilly do willi w Toskanii,
gdzie ma kontynuować pracę, jaką było dotrzymywanie towarzystwa jego babce. Nie
będzie już dostawała pensji i nie może jeździć z Nanną na zakupy, a te rygory
dlatego, że Jilly okradła starszą panią i uciekła.
Osłupiała Milly nie zdążyła nic wytłumaczyć, gdyż
Cesare odwrócił się i wyszedł informując oschle, że ma być spakowana, kiedy kierowca
przyjedzie po nią rano. Dziewczyna czuje, że nie ma wyjścia. Musi udawać
siostrę. Tym bardziej, że jest jej to winna. Przecież to, że samolubna i
rozpieszczona Jilly opiekowała się i manipulowała bliźniaczką, kiedy chodziły
jeszcze do szkoły jest wystarczającym powodem dla takiego poświęcenia. Dlaczego
powody niektórych decyzji muszą być takie nieprawdopodobne? Czytelnicy ratujcie
się przed nadmierną wyobraźnią autorów.
W Toskanii Milly nieudolnie próbuje naśladować
siostrę. Jakimś zrządzeniem losu udaje jej się ukryć to, że nie zna języka (Jilly
mówiła po włosku prawie płynnie). Wszyscy dziwią się, że jest milsza, skromniejsza
i bardziej opiekuńcza. Jeden Cesare domyśla się prawdy. A kiedy wreszcie
zdobywa dowody na potwierdzenie swoich podejrzeń, postanawia zabawić się
kosztem kłamliwej drugiej siostry. Zabiera ją na małą wyspę, gdzie oboje
poznają swoje lepsze strony. Coś zaczęło między nimi iskrzyć. Ale zanim wydało
się w sposób oczywisty, że Milly to nie Jilly (kto daje takie kretyńskie
imiona?) – jedna niewinna i spokojna druga rozpustna (Mam pisać dalej?),
zadzwonił telefon. Nonna przewróciła się i złamała żebro. Muszą wracać i się
nią opiekować.
W końcu Cesare ma wyrzuty sumienia, że źle
traktuje Milly. Postanawia zabrać ją na zakupy (ach, ta męska metoda przekupstwa),
by nie musiała nosić już krępujących ją wyzywających ubrań siostry. Kidy jednak
Milly widzi nowe pudła ze skarbami, nie wytrzymuje i wyjawia mu prawdę.
Wszystko dobrze się kończy, ponieważ on już wiedział. W dodatku znał jej
prawdziwy (dobry) charakter. Spędzają razem noc, w której Cesare wprowadza
niedoświadczoną dziewczynę w tajniki miłości. Potem oczywiście obowiązkowo się
oświadcza. Jednak jest haczyk. Muszą utrzymać zaręczyny w tajemnicy do czasu
wyzdrowienia Nonny. Kiedy się to wyda babcia będzie chciała zabrać się za
organizację wesela, a na to nie jest wystarczająco sprawna. Jeszcze.
Mijają tygodnie. Cesare dużo podróżuje, a biedna
Milly wraca do domu, by wziąć udział w weselu przyjaciółki. Ten ich tajny układ
zaczyna szwankować. To doskonały podkład pod kłamstwa Jilly – Cesare rozkochał
ją w sobie, wykorzystał i rzucił, kiedy była w ciąży (poroniła). Teraz zrobi to
samo z Milly. Jak to w romansach, zakochana do szaleństwa i zaślepiona
dziewczyna wierzy osobie, która nigdy nie zrobiła dla niej nic dobrego, zamiast
wysłuchać swojego ukochanego. Milly ucieka i nie chce rozmawiać z Cesarem. Na
szczęście szybko do głosu dochodzi jej zdrowy rozsądek (ma go mało, ale chociaż
trochę), więc wraca do ukochanego, przeprasza go i wszystko kończy się
szczęśliwie.
Cóż za banały. Dlaczego autorki upierają się by łączyć
zakompleksione kobiety z pewnymi siebie uwodzicielami? To takie oklepane. W
dodatku w tym opowiadaniu zostało to zrobione nieumiejętnie. Autorka
przesadziła nawet z umieszczaniem informacji świadczących o tych
charakterystycznych cechach bohaterów. Tak jakby nie mieli oni żadnych innych. Jej
postacie są płaskie i bezosobowe. Ot kolejne ramy, w które można włożyć
każdego. Wiem, że harlequiny to schematy, ale przecież i schemat można czasami
urozmaicić.
A co do tomu. Inne zbiory z serii Opowieści z pasją są zdecydowanie lepsze
i rzeczywiście mają w sobie pasję. A tu nawet niezwykłe opisy gorącej Toskanii
nie pomogły. W tych książkach Włochy wydają się nudne i banalne, jak historie,
które mają w nich miejsce. Można było napisać te opowiadania lepiej. Ja tylko,
co kilka stron dosłownie łapałam się za głowę i zastanawiałam, jak można coś
takiego wymyślić?! Jak można wciąż pisać takie utarte sformułowania i posługiwać
się znanymi wszystkim frazesami. Czemu nie ma chociaż trochę oryginalności? Wszystkie barwy Toskanii ratuje
opowiadanie pierwsze. Było zdecydowanie najlepsze. W sumie można wysnuć
wniosek, że wydawca rzeczywiście skupił się na wszystkich barwach Toskanii. Nie
polecałabym akurat tego konkretnego tomu. Ale nie mam nic przeciwko całe serii.
W końcu Za milion dolarów było
całkiem niezłe.
Dłuższej recenzji nie można było? :D Mnie się książka podobała, choć Za milion dolarów było lepsze :]
OdpowiedzUsuńJakoś niezbyt mnie do niej ciągnie,odpuszczę sobie;)
OdpowiedzUsuń