Autor: J. Garwood
Wydawnictwo: Da Capo
Rok wydania: 1995
Ilość stron: 446
Nie potrzeba daty w prawym górnym rogu, żeby
domyślić się okresu, w którym dzieje się akcja. Biskup Hallwick przedstawia
hierarchię istot w niebie i na ziemi. Mamy archanioła Gabriela, potem pozostałych
aniołów, apostołów, proroków, cudotwórców i pozostałych świętych. Na ziemi
najmilsi Bogu są mężczyźni, z papieżem na czele. Dalej mamy kardynałów, władców
państw, mężczyzn żonatych, a za nimi bezżennych. Ci ostatni mają taką samą
pozycję jak kupcy i urzędnicy, ale wyższą niż chłopi. A dalej mamy zwierzęta,
poczynając od najbardziej wiernego człowiekowi psa, a kończąc na tępych wołach.
I to już cała hierarchia. Ach, nie. Pozostały jeszcze kobiety. Czy już się
domyślacie co to za epoka? Tak. Średniowiecze. A konkretnie rok 1200. Zaś wyłożeniem
hierarchii Boga lub Kościoła (wg biskupa to jedno i to samo) rozpoczyna się
powieść Julie Garwood.
Bohaterkę książki poznajemy sześć lat później.
Lady Johanna dowiaduje się, że jej mąż nie żyje. Kobieta jest w szoku. Na
początku nie chciała w to wierzyć. Ksiądz, który przyniósł jej tę wiadomość
uznał, że lepiej zostawić ją samą. Johanna zakryła twarz rękoma i zaczęła
szeptać modlitwę do Boga: „Dzięki Ci”. Chyba jej małżonek nie był zbyt
kochający.
Dalsza akcja rozgrywa się kolejny rok później. Johanna
przybywa w Szkockie góry, by poznać mężczyznę, którego ma poślubić. Nowy mąż ma
zapewnić jej bezpieczeństwo. Przy okazji nie będzie już musiała płacić podatku
od wdowieństwa królowi Janowi. Za to Szkot w ramach posagu wreszcie odzyska
ziemię należącą do jego klanu, którą zagarnął król.
Ich pierwsze spotkanie nie jest do końca
obiecujące. MacBain jest młody, duży, silny i przystojny. Wszystkie te cechy
Johanna uważa za niedopuszczalne u przyszłego małżonka. Jednak w końcu udaje mu
się ją przekonać by go poślubiła. Wystarczyło zdanie: „Ja nie gryzę”.
Po pełnej przeszkód ceremonii ślubnej, wreszcie
zostali połączeni świętym węzłem małżeńskim. Teraz trzeba tylko wzajemnie się
dostosować. A nie jest to łatwe. Johanna, z racji doświadczeń z poprzedniego
związku, jest nieufna i strachliwa. Gabriel nie jest znany z cierpliwości, ale
coś w tej kobiecie go ujęło. Pragnie opiekować się nią i ją chronić.
Oprócz „docierania się” małżonków, Johanna musi
być przygotowana na niecodzienną sytuację w klanie. Otóż składa się on z dwóch
połączonych klanów. Każdy z nich chce zachować swoją odrębność. Tak więc różnią
się strojem, zwyczajami i zakresem obowiązków. Nic nie chcą robić wspólnie. A
Johanna musi męczyć się ze zmianą tartanu na taki z kolorystyką drugiego klanu
co drugi dzień. Ileż w tym zamieszania. A robi się jeszcze ciekawiej, kiedy
Johanna myli dni i nosi jeden tartan dwa razy pod rząd. Nikt nie jest w stanie
zaradzić jej „roztargnieniu”. I nikt też nie zwróci jej uwagi przez wzgląd na
jej wrażliwość.
Jednak lady MacBain nie jest taka słaba za jaką ją
mają. Potrzebowała tylko czasu, by poczuć się bezpieczną i rozkwitnąć. Już nie
boi się krzyczeć na męża, gdy ten zachowuje się prostacko (w końcu przyjeżdża
jej matka i wszystko musi być idealne). Twardą ręką zaczyna rządzić w zamku. Pokonuje
też watahę wilków, gdy te napadają na nią podczas przejażdżki.
Jedyne co budzi jej obawę to sam król Jan. Władca
wie, że Johanna zna jakąś prawdę o nim, a wyjawiając ją może podrzucić
brakujący argument dla buntujących się baronów. Jan czuje się zagrożony. To
dlatego zgodził się na jej małżeństwo. Im dalej kobieta będzie od Anglii, tym
lepiej dla niego. Jednak możni przeciwni królowi ciągle jej szukają. Mimo, że
Gabriel nie zna powodów niechęci żony do króla, dzielnie chroni ją przed
natrętami.
Myślałby kto, że historia chyli się ku końcowi.
Johanna wreszcie pokazała swoją siłę. Zaprowadziła porządek ostatecznie łącząc
oba klany. Swoją odwagą zasłużyła na szacunek swoich poddanych oraz na
stanowisko żony lairda. A także stała się mistrzynią w ówczesny odpowiednik
golfa. Co najważniejsze wreszcie odnalazła spełnienie w miłości. Czy coś
mogłoby to zepsuć…? Zmartwychwstanie byłego męża. W jaki sposób MacBainowie
rozwiązali ten problem możecie przeczytać w książce.
W Angielce
nie znajdziecie wyłącznie opisów codziennego życia klanu. Choć jest to ciekawe
dla czytelnika, który wcześniej nie miał okazji zapoznać się z historią Szkocji
i wyglądem tego regionu. Przygotujcie się na sporą porcję zabawnych dialogów i
sytuacji. Sprzeczki naszych zakochanych, „pomyłki” Johanny przy noszeniu
tartanu oraz sposoby zdobywania pożywienia przez klan. To tylko kilka z wielu
ciekawych zdarzeń, które rozbawią was do łez. Oprócz tego każda z postaci
dostarczy wam jakiś innych wrażeń. Autorka świetnie ich zróżnicowała i na
szczęście nie skupiła się wyłącznie na głównej parze. Najbardziej jednak
podobało mi się to, że w powieści wyeksponowano Johannę i jej dążenie do
odzyskania siebie. Pokrzepiające było czytanie o tym, że wreszcie poczuła się
bezpieczna i może zachowywać się swobodnie, zgodnie z własnym charakterem.
Wiemy, że średniowiecze to nie tylko brak higieny,
ciemnota umysłowa i skrajna religijność. Był to okres rozwoju sztuk i literatury.
Duży nacisk kładziono na dworskie obyczaje, w tym na szeroko pojętą rycerskość.
Romanse historyczne nie są bardzo wiarygodnym źródłem historycznym, ale o
podstawach informują. Czytelnik może się przekonać jak żyli ludzie tamtego
okresu. Oczywiście w tego typu literaturze jest to mocno wyidealizowane. Od
tego jednak są romanse. Skądś przecież wziął się stereotyp rycerza w lśniącej
zbroi na rączym rumaku, który wspina się po złotej linie do najwyższej komnaty
w najwyższej wierzy. Tu rycerzem jest arogancki Szkot, który zawsze musi
postawić na swoim. Gabriel to fantastyczney mężczyzna. Wysportowany, odważny,
opiekuńczy i przystojny. Z pozoru wydaje się szorstki i niedostępny, ale
wiadomo, że wewnątrz bije wrażliwe serce. Każda kobieta chciałaby do niego dotrzeć
i je poruszyć. A która może się oprzeć, gdy tak wspaniały kąsek jest jeszcze
uroczo opakowany w górę mięśni i ledwie przykrywający to kilt?
Wśród romansów historycznych możecie wybierać
właściwie (choć są wyjątki) tylko z dwóch okresów: regencja i średniowiecze.
Sama nie wiem, który wolę bardziej. I w jednym i w drugim znajdują się
interesujące elementy. Chociaż w każdym główny bohater jest zamkniętym w sobie
arogantem, który traci głowę dla tej jednej jedynej. Tak więc czytajcie o
szlachetnych rycerzach i arystokratycznych dżentelmenach. Może jakiś wyskoczy z
książki i pojawi się w rzeczywistości. Raczej wątpię, że tacy mężczyźni
istnieją naprawdę.
Z historycznych romansów to bardzo lubię Austen :] "Duma i uprzedzenie" to perełka :}
OdpowiedzUsuńRecenzowałam już tę pozycję :) I masz rację, jest zdecydowanie najlepsza.
OdpowiedzUsuń