Tytuł: Nów księżyca
Autor: R. Hawthorne
Wydawnictwo: Amber
Seria: Strażnicy nocy tom 3
Seria: Strażnicy nocy tom 3
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 208
Zrobiłam źle i kajam się przed wszystkimi. Część
trzecią przeczytałam po części czwartej. Ale, kiedy już wiedziałam kto będzie
bohaterem każdej książki wybrałam sobie te, moim zdaniem, najciekawsze. I teraz
mój osąd będzie chyba nie taki jaki powinien być. W sumie od przeczytania Cienia księżyca minęło parę tygodni,
więc tak do końca nie pamiętam całej fabuły. I to na szczęście wpływa na
obiektywizm recenzji. PS. Recenzja jest spoilerem. Inaczej się nie dało, bo
cała fabuła dotyczy „zaskakującego” faktu.
W Nowiu
księżyca mamy do czynienia z parą Brittany – Connor. Ona jest w nim
nieszczęśliwie zakochana od wielu lat, on – leczy złamane serce. Po
przeczytaniu dwóch poprzednich części domyślaliście się już, że będą razem. Nie
pomyliliście się. Autorka niczym nas nie zaskakuje. Nawet przemiana, a raczej
jej brak, Brittany była do przewidzenia. Jak się zapewne domyślaliście ze wzmianek
umieszczonych we wcześniejszych książkach, Brit nie miała swojej przemiany. Po
prostu stała na polanie i… nic. Ma to swoją przyczynę w fakcie o podłożu
genetycznym. Brit nie znała swojego ojca. Jej matka wyjechała do Europy, tam
poznała Antonia, zakochała się, zaszła w ciążę i wróciła do rodzinnych stron (standard).
Niestety Brit nie odziedziczyła wilkołactwa. Skoro zmiennokształtność to gen
recesywny, a DNA mamusi nie wystarczyło, to znaczy, że tatuś nie był
zmiennokształtny. Tak trudno było na to wpaść? Oklepana historia i tyle. Bo
jakim cudem matka tak szybko mogła znaleźć w obcym kraju zmiennokształtnego?
Cud by chyba był jakiś. Ale uznajmy, że mogła, a reszta sfory się nie domysliła,
bo matka trzymała wszystko w tajemnicy. Brit musiała być w niemałym szoku,
kiedy się dowiedziała. Nawiasem mówiąc i w tej sytuacji brakowało mi
prawdziwych emocji. Nie zabrakło łez i wyrzutów, ale i tak bohaterowie zbyt
szybko przeszli nad tą sytuacją do porządku dziennego. Odnosi się wrażenie,
jakby w całej książce istniał tylko główny wątek miłosny, a reszta to dodatki,
żeby rozszerzyć ilość stron.
Przez cały poprzedni tom zachodziłam w głowę, jak
też Brittany przeżyje swoją przemianę bez partnera. Miałam nadzieję, że autorka
wymyśli coś oryginalnego. Niechże przełamie stereotypy. Doda trochę feminizmu.
Facet wcale nie jest do tego potrzebny. Jeśli już nie to, to niech chociaż
nagle pojawi się jej prawdziwy partner i jej w tym pomoże. A tu zonk. Może i rozwiązanie, które
zaproponowała jest oryginalne. W końcu się nie przemieniła. Ale czy naprawdę
muszę czytać przez 200 stron, jakże to jej jest strasznie przykro i źle, że
musi wszystkich oszukiwać, co do swojej przemiany? Bo oczywiście się do niczego
nie przyznała. Litości.
A żeby było mało, to Connor jej ów fakt (nieprzyznanie
się) wybacza, a ona potem zdradza całą watahę, żeby chronić jego życie. I to
też jej wybacza. Bez mrugnięcia okiem. Czy ci ludzi mają jakieś uczucia poza
płomienną miłością?! Wydaje się, że żyją wyłącznie dzięki hasaniu po lesie i
lizaniu się pod drzewami. Wulgarnie, ale do tego sprowadza się cała ta seria.
W dodatku zakończony został wątek walki z
Bio-Chromem. Finito. Happy end. Oczywiście Strażnicy nocy wygrali. Jakżeby
inaczej. W sumie sama nie zakończyłabym inaczej J Ale autorka mogła
zostawić furtkę, był moment w książce, który nadawałby się do tego. Ale postanowiła
tego nie zrobić. I nie wiadomo po co właściwie jest część czwarta. Czymże
zaskoczy na Hawthorne? Taką rzeczą, że gały wyjdą wam na wierzch, a szczęki
obiją się o podłogę.
Jeśli ktoś dotrwał do tej części, to musi, tak
piszę to z bólem, musi przeczytać kolejną. Choćby po to, żeby dowiedzieć się,
że można wymyślić dużo gorsze rzeczy niż te, które dopiero co przeczytaliście.
Ta seria ma ręce i nogi, ale jakoś brakuje mi w
niej wnętrza. Bohaterowie są płascy i bezuczuciowi (Pomijając ogromną ilość miłości.
Nie sądziłam, że coś takiego może odstraszać). Fabuła sklejona ze wszystkich
popularnych paranormalromance, które odniosły jakiś sukces. Potwierdzam moją
poprzednią opinię: czytadło w kolejce do lekarza.
Czytałam I część, ale jakoś nie ciągnie mnie do kolejnych...
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam do siebie na konkurs
Nie wiem, a prawdę. W ostatnim czasie moja lista książek do przeczytania jest dość długa :)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie przeczytam, za to Twojej recenzji kolejnej części nie pominę - jestem pewna, że recenzje napisane są sto razy lepiej od tego, co stworzyła Hawthorne ;)
OdpowiedzUsuńNie mam ochoty zaczynać kolejnej serii,bo i tak już bardzo dużo mam ich rozpoczętych. Tak więc odpuszczę sobie;)
OdpowiedzUsuńA czy mogę zapytać jakie to są te polonistyczne wnioski? Mam nadzieję, że tak :)
OdpowiedzUsuńGdyby pokusić się o interpretacje tego, dlaczego wszystkie książki wrzuciłam do jednej notki to znalazłam coś co je łączy. A jest to psychologia. Nałogowy obżartuch, psychopata i książka o mózgu :)
OdpowiedzUsuń