Tytuł: Córka krwawych
Autor: A. Bishop
Wydawnictwo: Initium
Seria: Czarne Kamienie tom 1
Seria: Czarne Kamienie tom 1
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 368
Coraz głośniej robi się o tej serii. W sumie w
Polsce wyszło już osiem tomów. Postanowiłam zacząć recenzje od pierwszego, żeby
zachęcić do czytania te osoby, które jeszcze nie miały tej powieści w rękach.
Z góry informuję, że pierwszy tom nie jest typowym
romansem. Pojawia się tam oczywiście ten wątek, ale nie jest on głównym. Ten
tom to, jakby wprowadzanie historii. Dopiero następne będą opierać się w dużej
mierze na wątku miłosnym.
Co do treści. Po pierwsze, musicie się uzbroić w
cierpliwość i przez pierwsze 100 stron pilnie wczytywać się w książkę.
Dlaczego? Ponieważ autorka wrzuca, dosłownie, wrzuca was w powieść. Nie wiecie o
tym świecie nic. Nic nie jest wyjaśniane. Informacje zdobywacie jedynie z
dialogów postaci i opisów. Musicie posłużyć się dedukcją, kochani. Jak
detektywi. Czytając książkę chomikujemy i jednocześnie porządkujemy oszczędnie
wydzielane wyjaśnienia i składamy w całość. Jeśli przebrniecie przez ten etap,
nie odłożycie już tej książki dopóki jej nie przeczytacie. Ma się też wrażenie,
przez ten brak wyjaśnień, że czytelnik sam jest częścią tej rzeczywistości.
Przynajmniej ja czułam jakbym tam była, jakbym przeżywała wszystko razem z
bohaterami. Dla jednych będzie to rozwiązanie fascynujące i po części
nowatorskie, dla innych – upierdliwe. Ja należę do tej pierwszej grupy.
Fabuła zaczyna się od przepowiedni: Oto nadejdzie Czarownica. „Ona
nadchodzi. Świat Terreille rozpadnie się przez jego głupią zachłanność. Ci, którzy przeżyją, będą służyć, ale przeżyje niewielu” – mówi Tersa,
szalona, złamana Krwawa. Już nie wiecie o co chodzi? Nie szkodzi. Właśnie ta
niewiedza wywoła w was niepohamowaną ciekawość.
Wyjaśnię tylko troszkę, żeby nie zdradzić wszystkich smaczków. Jest to
rzeczywistość alternatywna, gdzie rządzą kobiety (TAK!), a mężczyźni służą
swoją siłą i opiekuńczością. Niestety nadeszły złe czasy. Dorothea zdobyła
połowę świata i krzywdzi mężczyzn oraz kobiety. Łamie dawne obyczaje. Krwawi
zapomnieli jak to było kiedyś. I oto ma nadejść Czarownica, najpotężniejsza
Krwawa wszechczasów, która zaprowadzi porządek. Wspominałam już, że Krwawi
posługują się magią? Nie, to wspominam. Każdy z nich posiada moc, a jej ilość i
siła zależy od koloru kamieni, które otrzymał podczas ceremonii, najpierw
Urodzenia, a potem Ofiary Ciemności (7 lat i około 20. Dorosły Krwawy ma dwa
kamienie). Nie będę dokładnie wyjaśniać, bo to trzeba zrozumieć samemu :D A
potem poznajemy tę wybraną. Jaenelle uczy się podstaw Fachu od samego Wielkiego
Lorda Piekła i czeka na swojego wybranka. Niestety jej rodzina nie zdaje sobie
sprawy z jej wielkiej mocy i myślą, że dziewczynka jest upośledzona. Z tego
powodu spotyka ją wiele przykrości, a czytelnik ma ochotę wejść w książkę i
przylać jej babce.
Nie ma co dalej wyjaśniać. Fabuła jest tak pogmatwana, że aby to
zrozumieć to trzeba przeczytać. Opisywanie tego świata też nic nie da. To tak
jakby kosmicie próbować scharakteryzować prawidłowości rządzące Ziemią.
Wyobrażacie sobie opisywanie zwyczajów każdego kraju i rządzące nimi zależności?
Albo scharakteryzować relacje łączące kraje Unii? Masakra.
Wydaje się, że powieść o czarodziejach już była. Ale nie taka. Tę
zdecydowanie odradzam osobom poniżej szesnastego roku życia. Liczne
przekleństwa i brutalne sceny są przeznaczone wyłącznie dla ludzi dojrzałych,
którymi to już tak bardzo nie wstrząśnie. A wierzcie mi, niektóre fragmenty są
ostre i nie nadają się dla dzieci.
Ciekawym zabiegiem było przenoszenie akcji w różne miejsca. Raz jesteśmy
w Terreille i widzimy złą Dorotheaę, za chwilę bawimy się razem z Jaenelle Chaliot. Czasami coś takiego bardzo
denerwuje, szczególnie wtedy, gdy przerywa jakiś fascynujący wątek, jednak
jednocześnie buduje napięcie.
Kolejnym plusem dla Bishop są bohaterowie. Każdy jest tam inny. Poznajemy
Wielkiego Lorda Piekła, opiekuńczego względem Jaenelle, ale surowego wobec
innych. Spotykamy Daemona zimnego, wyniosłego i niebezpiecznego. Moją ulubioną
postacią jest Lucivar. Arogancki, pewny siebie, ale przy tym niezwykle uroczy.
Nie można się na niego gniewać. Sama Jaenelle jest tak niezwykle realna.
Mogłaby to być każda żyjąca w naszym świecie dziewczynka. Nie widzi nic
niezwykłego w bawieniu się z jednorożcami i uczeniu Fachu od Pająków. Jest taka
żywa i nic nie może zniszczyć jej ciekawości świata. Nie będę tu
charakteryzować tych postaci ze szczegółami. Wiem już za dużo z poprzednich
tomów i zepsułabym niektórym przyjemność z odkrywania pokręconych związków
jakie ich łączą.
Ostatnio dyskutowałam na temat serii Czarne kamienie z przyjaciółką. Ona
twierdziła, że jak na taki potencjał książki są za mało „krwawe”. Chodzi tu też
o brutalność. Przyznałam jej w tym rację. Mamy Saetana, Wielkiego Lorda Piekła.
Wszyscy się go boją, bo niewiadomo jak jest okrutny. Ale kiedy przychodzi co do
czego, to tej okrutności nie widać. Podobnie jest z Daemonem i Lucivarem.
Przynajmniej w tym tomie. W dalszych dojdą jeszcze niepokryte niczym groźby i
nieuzasadniony (tak naprawdę) strach przed wielką mocą Jaenelle. Ja jednak
doszłam do wniosku, że widok krwi nie jest dla mnie taki istotny. Bardziej skupiłam
się na opowiedzianej fabule i zupełnie innym świecie. Różnice w odbiorze
wynikają też z różnych filozofii życiowych jakimi się kierujemy. Cóż poradzę,
że nie jestem wybredna. Mnie smakowałoby nawet jedzenie podawane w samolocie :D
Poza tym mam słabość do autorów, którzy kreują swoje własne światy.
Rowling, Paolini, Sapkowski, Flanagan, a od paru lat Bishop. Mam nad wami tę
przewagę, że przeczytałam już wszystkie dostępne w Polsce tomy Czarnych Kamieni. Wiem, więc dużo więcej
od was o wykreowanym tam świecie, o przygodach, które przeżywali bohaterowie i
relacjach jakie ich łączą. Jeśli sięgniecie po tę serię czeka was wiele
niespodzianek. Nierzadko będziecie wrzeszczeć na całe gardło: „Co?!”, nie mogąc
uwierzyć, że Bishop mogła wymyślić coś tak skomplikowanego, zagmatwanego, a
jednocześnie logicznego. Jestem kobietą i może dlatego prawidłowości rządzące
tym matriarchalnym światem tak mnie fascynują. Ale, kurczę, chciałabym mieć
takiego Lucivara :D
Kolejna świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńI zachęca do przeczytania książki, muszę w końcu po nią sięgnąć