Tytuł: Portret w bieli
Autor: N. Roberts
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Seria: Kwartet weselny tom 1
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 344
Oto pierwszy tom cyklu Kwartet weselny. Która z nas nie planowała swojego wymarzonego ślubu?
Bo, że niektóre się w niego nie bawiły jestem skłonna uwierzyć. Ale planowanie?
Ilu gości, jaki wystrój, jakie jedzenie, no i oczywiście obmyślanie wyglądu i
charakteru przyszłego małżonka. Każda to robiła, a niektóre robią to nawet teraz. Nora Roberts postanowiła wykorzystać te
naszą dziewczyńską cechę i stworzyła serię czterech książek.
Cztery przyjaciółki postanowiły marzenia
przerodzić w przyjemną pracę i założyły agencję organizującą śluby i wesela
„Przysięgi”. Każda z nich zajmuje się swoim „konikiem”. Mac jest fotografem,
Emma – florystyką, Laurel – cukiernikiem, a Parker – organizatorem.
Wszystkie ceremonie odbywają się w ogromnej
posiadłości rodziców Parker, a właściwie teraz (po ich śmierci w wypadku)
posiadłości Parker i jej brata, Delaney’a.
Akcja rozpoczyna się w pierwszy dzień Nowego Roku,
kiedy to wszystkie cztery przygotowują się do kolejnego wesela. Śledzimy ją z punktu widzenia Mac, która narzeka na pracowitego Sylwestra. Przyjemnie się czyta o ich codziennej pracy w tak miłych
okolicznościach. Z ciekawością wchodziłam w świat organizatorów wesel. Można
dowiedzieć się tylu fascynujących rzeczy. Roberts opisuje dobre i złe chwile
bohaterek. Śmieszne sytuacje z dziewczynkami sypiącymi kwiatki i przerażające
starcia między macochą panny młodej a matką panny młodej, a także inne tego
typu problemy. A nasze bohaterki muszą sobie z nimi radzić na różne sposoby.
Jednak cała uwaga czytelnika skierowana jest na
wątek miłosny. W tomie pierwszym dotyczy on Mac i niezdarnego nauczyciela, Cartera.
Ich spotkanie było niezwykle ciekawe. Ptak uderzył w okno domu Mac, ona rozlała
colę na bluzkę, w skutek czego ją zdjęła. Wtedy zadzwonił telefon. Po
skończonej rozmowie odwróciła się i zobaczyła zszokowanego mężczyznę na środku
swojej kuchni. Zdołał tylko wymamrotać: „o mój Boże”. Facet odwrócił się szybko
i wyrżnął głową we framugę drzwi. To go zbiło z nóg. A może to widok jej
biustu, gdyż Mac nadal była w samym staniku.
Drugie spotkanie mogłoby postawić Mac w
niekorzystnym świetle. Ale dlaczego kobieta nie może upić się, kiedy dopada ją
depresja wywołana przez wiecznie narzekającą i egoistyczną matkę? Carter uznał,
że kobieta może upić się z takiego powodu i nawet się nie zgorszył. Za to
zachował się przecudownie i zabrał Mac na spacer, żeby rozjaśniło jej się w
głowie. Potem nastąpił rozgrzewający, a raczej rozpalający pocałunek. I tak rozpoczął się romans.
Carter jest słodki. Żadna z niego zakompleksiona
ofiara losu, ani apodyktyczny jaskiniowiec. Jest czymś po środku ze
skierowaniem w stronę niezdarności. Nie jest bogaty, ale jest niezwykle miły.
Spokojny, ale nie da sobą pomiatać. Intelektualista o łagodnym uroku. Słodki to
najlepsze określenie. Każda chciałaby zaopiekować się takim milusim niezdarą. Tworząc
jego postać autorka przełamała stereotyp męskiego bohatera powieści o miłości.
Wreszcie spotykamy normalnego faceta, który ma pewne wady i problemy z
koordynacją. Ale i tak jest świetny.
Mac jest jego całkowitym przeciwieństwem.
Najlepsze opisujące ją słowo to chaos. Wieczny wir energii, który niczego nie
zostawia na miejscu. Ale jest za to piekielnie dobrym fotogramem. Ma świetne
wyczucie artyzmu, dzięki czemu jej zdjęcia oddają nie tylko zdarzenia, ale też
magię chwili. Trochę przypomina mi mnie. Też ma cięty język i nie lubi owijać w
bawełnę. Dlatego jest mi najbliższa ze wszystkich czterech bohaterek. Tę część
serii lubię, więc najbardziej.
Kto by pomyślał, że tych dwoje może być ze sobą?
Jak widać prawda jest w powiedzeniu, że przeciwieństwa się przyciągają.
Jak większość powieści Roberts, ta również jest
świetnie napisana. Uwielbiam jej lekki styl. Doskonale potrafi oddać
codzienności życia, romantyzm chwili i złośliwość losu. Czytając Portret w bieli można wczuć się w rolę
każdego bohatera. Piszę każdego, bo autorka nie charakteryzuje powierzchownie
żadnego z nich. Oczywiście z racji fabuły więcej miejsca poświęciła głównym bohaterom, jednak i
pozostali zostali dobrze opisani.
Miło czasami poczytać o cukierkowym romansie. Jak
zwykle i w tej książce nie obyło się bez chwilowego załamania ich miłości.
Jednak wiadomo, że skończy się on dobrze. Choć na tego rodzaju książki trzeba
mieć nastrój. Niektórych może znudzić wyłącznie wątek miłosny. Chociaż myślę,
że zwolennicy powieści obyczajowych byliby zadowoleni. Normalne życie z czymś
miłym na dokładkę. Szkoda, że rzeczywistość nie jest taka różowa.
Nie przepadam na romansami, a już szczególnie takimi cukierkowymi i z happy endem. W najbliższym czasie nie planuję spotkania z twórczością Nory Roberts. ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko jedną książkę Pani Roberts i średnio mi się podobało. Po tą raczej nie sięgnę, choć nie wykluczam, że za jakiś czas przeczytam coś jeszcze z jej dorobku. ;) Świetna recenzja. ;)
OdpowiedzUsuńzaraz zaczynam ostatnią część Kwartetu :) uwielbiam tę autorkę i jej twórczość ;D pomaga oderwać się od rzeczywistości i przenieść w krainę marzeń :)
OdpowiedzUsuń