piątek, 21 października 2011

Córka krwawych Anne Bishop



Tytuł: Córka krwawych
Autor: A. Bishop
Wydawnictwo: Initium
Seria: Czarne Kamienie tom 1
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 368
 

 Coraz głośniej robi się o tej serii. W sumie w Polsce wyszło już osiem tomów. Postanowiłam zacząć recenzje od pierwszego, żeby zachęcić do czytania te osoby, które jeszcze nie miały tej powieści w rękach.
   Z góry informuję, że pierwszy tom nie jest typowym romansem. Pojawia się tam oczywiście ten wątek, ale nie jest on głównym. Ten tom to, jakby wprowadzanie historii. Dopiero następne będą opierać się w dużej mierze na wątku miłosnym.
   Co do treści. Po pierwsze, musicie się uzbroić w cierpliwość i przez pierwsze 100 stron pilnie wczytywać się w książkę. Dlaczego? Ponieważ autorka wrzuca, dosłownie, wrzuca was w powieść. Nie wiecie o tym świecie nic. Nic nie jest wyjaśniane. Informacje zdobywacie jedynie z dialogów postaci i opisów. Musicie posłużyć się dedukcją, kochani. Jak detektywi. Czytając książkę chomikujemy i jednocześnie porządkujemy oszczędnie wydzielane wyjaśnienia i składamy w całość. Jeśli przebrniecie przez ten etap, nie odłożycie już tej książki dopóki jej nie przeczytacie. Ma się też wrażenie, przez ten brak wyjaśnień, że czytelnik sam jest częścią tej rzeczywistości. Przynajmniej ja czułam jakbym tam była, jakbym przeżywała wszystko razem z bohaterami. Dla jednych będzie to rozwiązanie fascynujące i po części nowatorskie, dla innych – upierdliwe. Ja należę do tej pierwszej grupy.
   Fabuła zaczyna się od przepowiedni: Oto nadejdzie Czarownica. „Ona nadchodzi. Świat Terreille rozpadnie się przez jego głupią zachłanność. Ci, którzy przeżyją, będą służyć, ale przeżyje niewielu” – mówi Tersa, szalona, złamana Krwawa. Już nie wiecie o co chodzi? Nie szkodzi. Właśnie ta niewiedza wywoła w was niepohamowaną ciekawość.
   Wyjaśnię tylko troszkę, żeby nie zdradzić wszystkich smaczków. Jest to rzeczywistość alternatywna, gdzie rządzą kobiety (TAK!), a mężczyźni służą swoją siłą i opiekuńczością. Niestety nadeszły złe czasy. Dorothea zdobyła połowę świata i krzywdzi mężczyzn oraz kobiety. Łamie dawne obyczaje. Krwawi zapomnieli jak to było kiedyś. I oto ma nadejść Czarownica, najpotężniejsza Krwawa wszechczasów, która zaprowadzi porządek. Wspominałam już, że Krwawi posługują się magią? Nie, to wspominam. Każdy z nich posiada moc, a jej ilość i siła zależy od koloru kamieni, które otrzymał podczas ceremonii, najpierw Urodzenia, a potem Ofiary Ciemności (7 lat i około 20. Dorosły Krwawy ma dwa kamienie). Nie będę dokładnie wyjaśniać, bo to trzeba zrozumieć samemu :D A potem poznajemy tę wybraną. Jaenelle uczy się podstaw Fachu od samego Wielkiego Lorda Piekła i czeka na swojego wybranka. Niestety jej rodzina nie zdaje sobie sprawy z jej wielkiej mocy i myślą, że dziewczynka jest upośledzona. Z tego powodu spotyka ją wiele przykrości, a czytelnik ma ochotę wejść w książkę i przylać jej babce.
   Nie ma co dalej wyjaśniać. Fabuła jest tak pogmatwana, że aby to zrozumieć to trzeba przeczytać. Opisywanie tego świata też nic nie da. To tak jakby kosmicie próbować scharakteryzować prawidłowości rządzące Ziemią. Wyobrażacie sobie opisywanie zwyczajów każdego kraju i rządzące nimi zależności? Albo scharakteryzować relacje łączące kraje Unii? Masakra.
   Wydaje się, że powieść o czarodziejach już była. Ale nie taka. Tę zdecydowanie odradzam osobom poniżej szesnastego roku życia. Liczne przekleństwa i brutalne sceny są przeznaczone wyłącznie dla ludzi dojrzałych, którymi to już tak bardzo nie wstrząśnie. A wierzcie mi, niektóre fragmenty są ostre i nie nadają się dla dzieci.
   Ciekawym zabiegiem było przenoszenie akcji w różne miejsca. Raz jesteśmy w Terreille i widzimy złą Dorotheaę, za chwilę bawimy się razem z Jaenelle  Chaliot. Czasami coś takiego bardzo denerwuje, szczególnie wtedy, gdy przerywa jakiś fascynujący wątek, jednak jednocześnie buduje napięcie.
Kolejnym plusem dla Bishop są bohaterowie. Każdy jest tam inny. Poznajemy Wielkiego Lorda Piekła, opiekuńczego względem Jaenelle, ale surowego wobec innych. Spotykamy Daemona zimnego, wyniosłego i niebezpiecznego. Moją ulubioną postacią jest Lucivar. Arogancki, pewny siebie, ale przy tym niezwykle uroczy. Nie można się na niego gniewać. Sama Jaenelle jest tak niezwykle realna. Mogłaby to być każda żyjąca w naszym świecie dziewczynka. Nie widzi nic niezwykłego w bawieniu się z jednorożcami i uczeniu Fachu od Pająków. Jest taka żywa i nic nie może zniszczyć jej ciekawości świata. Nie będę tu charakteryzować tych postaci ze szczegółami. Wiem już za dużo z poprzednich tomów i zepsułabym niektórym przyjemność z odkrywania pokręconych związków jakie ich łączą.
   Ostatnio dyskutowałam na temat serii Czarne kamienie z przyjaciółką. Ona twierdziła, że jak na taki potencjał książki są za mało „krwawe”. Chodzi tu też o brutalność. Przyznałam jej w tym rację. Mamy Saetana, Wielkiego Lorda Piekła. Wszyscy się go boją, bo niewiadomo jak jest okrutny. Ale kiedy przychodzi co do czego, to tej okrutności nie widać. Podobnie jest z Daemonem i Lucivarem. Przynajmniej w tym tomie. W dalszych dojdą jeszcze niepokryte niczym groźby i nieuzasadniony (tak naprawdę) strach przed wielką mocą Jaenelle. Ja jednak doszłam do wniosku, że widok krwi nie jest dla mnie taki istotny. Bardziej skupiłam się na opowiedzianej fabule i zupełnie innym świecie. Różnice w odbiorze wynikają też z różnych filozofii życiowych jakimi się kierujemy. Cóż poradzę, że nie jestem wybredna. Mnie smakowałoby nawet jedzenie podawane w samolocie :D
   Poza tym mam słabość do autorów, którzy kreują swoje własne światy. Rowling, Paolini, Sapkowski, Flanagan, a od paru lat Bishop. Mam nad wami tę przewagę, że przeczytałam już wszystkie dostępne w Polsce tomy Czarnych Kamieni. Wiem, więc dużo więcej od was o wykreowanym tam świecie, o przygodach, które przeżywali bohaterowie i relacjach jakie ich łączą. Jeśli sięgniecie po tę serię czeka was wiele niespodzianek. Nierzadko będziecie wrzeszczeć na całe gardło: „Co?!”, nie mogąc uwierzyć, że Bishop mogła wymyślić coś tak skomplikowanego, zagmatwanego, a jednocześnie logicznego. Jestem kobietą i może dlatego prawidłowości rządzące tym matriarchalnym światem tak mnie fascynują. Ale, kurczę, chciałabym mieć takiego Lucivara :D

1 komentarz:

  1. Kolejna świetna recenzja :)
    I zachęca do przeczytania książki, muszę w końcu po nią sięgnąć

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...