poniedziałek, 21 listopada 2011

Za milion dolarów Susan Mallery




Tytuł: Za milion dolarów
Autor: S. Mallery 
Wydawnictwo: Harlequin-Mira
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 443


 
   Ładna sumka. Też bym chciała. Wystarczy tylko poślubić Todda Astona III. Może jednak zacznę od początku. Po wielu latach nieutrzymywania kontaktów ekscentryczna i bogata matka odnajduje swoją córkę, która z kolei ma trzy dorosłe córki. By polepszyć sytuację materialną wnuczek i wtrącić się w życie całej swej rodziny, babka proponuje, że zapłaci każdej z nich (3 wnuczki+matka) po milionie dolarów jeśli któraś z dziewcząt poślubi Todda Astona III (dalekiego krewnego). Właściwie z Todem i jego kuzynem, o którym będzie mowa dalej, łączy ich jakieś dziwne pokrewieństwo. Babka jest ich babką cioteczną, ale nie jest ich biologiczną babką, gdyż jest drugą żoną ich dziadka. To tak z grubsza. Ogólnie jest to chyba relacja trochę bardziej skomplikowana.
   Wracając do fabuły. Dziewczyny grają w „papier, kamień, nożyce”, żeby zdecydować, która nieszczęśnica pójdzie na randkę ze wspomnianym kandydatem. I od tego zaczyna się pierwsze opowiadanie. Dlaczego pierwsze? Ponieważ książka podzielona jest na trzy części, każda o innej siostrze.
   Randka w ciemnio opowiada o Julie. Najstarsza z sióstr przegrywa w „papier, kamień, nożyce” i spotyka się z Toddem a przy tym mile się rozczarowuje. Gość wcale nie okazuje się nieudacznikiem i nudziarzem, który potrzebuje swatania. Wręcz przeciwnie. Niezłe z niego ciacho. Randka szybko się rozkręca i jeszcze tej samej nocy dochodzi do gorącego preludium. Idealnie. Czyżby? Niestety. Zawsze musi być coś nie tak. Tym „nie tak” jest Todd. A właściwie jego kuzyn – Ryan. Panowie uznali, że Julie spotykając się na takich warunkach w dodatku z milionerem jest pazerna. Postanowili dać jej nauczkę. Niestety mylili się co do jej motywu pójścia na randkę. Za samo spotkanie nie dostałaby pieniędzy. Milion dolarów otrzyma dopiero, kiedy wyjdzie za Todda.
   Nie trzeba pisać co było dalej. Oczywiście Julie się wściekła i wyrzuciła, Ryana alias Todda ze swojego mieszkania. Reszta książki byłaby nudna, gdybyśmy mieli czytać tylko o nieudanych próbach przeprosin z jego strony i szczerej niechęci – z jej. Autorka musiała więc rzucić jakąś bombę. Oto ona – ciąża. Wpadki się zdarzają. Trudno. Czytelnik niestety ma sztampowy przykład połączenia skłóconej pary.
   Opowiadanie drugie – Cudowne ocalenie – muszę przyznać, że z tych trzech podobało mi się najbardziej. Czytamy w nim o Willow – zwariowanej i gadatliwej a przy tym bardzo czułej i wrażliwej wegetariance (steki z grilla i hot-dogi to nie mięso!). Dziewczyna jedzie do rezydencji Todda, by zrobić mu awanturę za to, jak potraktował jej siostrę. Niestety nie zastaje pana domu. Drzwi za to otwiera jej jego ochroniarz (mam słabość do facetów z szerokimi barami) – Kane. I tak od słowa do słowa kończy się na gonitwie (nie ważne jak wygląda taka osoba, jeśli grozi twojemu pracodawcy, należy uznać ją za niebezpieczną). W konsekwencji ucieczki przez trawnik, Willow skręca kostkę, odnajduje rodzącą kotkę, a Kane ma kłopot (w właściwie dwa) na głowie. Z natury samotnik i milczek, nie może wyjść z oszołomienia, kiedy Willow rozgaszcza mu się w domu. Powoli jednak zaczyna panować nad sytuacją. Jasne. Tak nad nią zapanował, że wylądowali razem w łóżku. Uczuciowa Willow od razu się w nim zakochuje, ale żeby nie złamać swojego serca ma plan. Stopniowo będzie oswajać Kane’a.
    Ostatnia część książki Wbrew rozsądkowi opisuje historię Mariny i właściwego Todda. Siostra Mariny – Julie znana nam z pierwszego opowiadania, i Ryan pobierają się. Ale również przed samym ślubem planują służbową podróż do Chin. Przygotowaniami do wesela muszą więc zając się drużbowie. Ta część jest nawet zabawna. Obserwujemy perypetie pary nielubiących się osób, które muszą sobie poradzić z natrętną ekspedientką w sklepie z męskimi garniturami, wtrącającą się we wszystko babcią i śmietanowym posiłkiem. To ostatnie spowodowało u obojga zatrucie pokarmowe. I to dlatego Marina musiała przenocować u Todda, a potem przez ponad dobę dochodzić do siebie. Zgadnijcie jak skończyła się rekonwalescencja? Nom. Geny to silna rzecz. Po zachowaniu dziewczyn widać, że są siostrami.
    Cóż. Co mogę napisać o standardowym romansie klasycznym? Nie jest do końca oryginalny, chociaż pomysł z pieniędzmi za małżeństwo się do tego zbliżył. Niestety wyjaśnienie tej całej pieniężnej otoczki nie do końca mnie usatysfakcjonowało. Brakowało mi prawdopodobnego motywu. Rozumiem, że babcia lubi się wtrącać. Rozumiem, że pragnie by jej ulubieni wnukowie się pożenili. Ale zazwyczaj podsuwa się im kandydatki w trochę bardziej subtelny sposób. Oferować od razu 5 milionów do podziału? Dla mnie nie do końca logiczne.
   Mimo tego niedociągnięcia czytało mi się szybko i przyjemnie. Lekka lektura, do tego miejscami zabawna. Nie porywa, ale da się ją lubić.
   Podoba mi się też zabieg autorki lub wydawnictwa z włączeniem wszystkich opowiadań w jeden tom. Widać, że książka w pełni stanowi całość kompozycyjną. Jedno opowiadanie jest źródłem drugiego. A ze wszystkich trzech powstała jedna historia opowiadana z różnych punktów widzenia. 
   Mallery to kolejna autorka, której książki będę z pewnością czytać. Nie będę czekać na nie z utęsknieniem, ale to nie wina jej stylu. Po prostu znudziły mi się już grzeczne romanse. Potrzebuję trochę więcej dreszczyku.

3 komentarze:

  1. Dawno nie czytałam romansu, a Twoja recenzja kusi. Perypetie trzech sióstr wydają się interesujące. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam stosunkowo niedawno i bardzo mi się podobała ;D Pozdrawiam, Pati

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...