piątek, 13 stycznia 2012

Ulubione cytaty z literatury



Ponieważ właśnie zbliża się sesja, a mnie przy okazji dopadło lenistwo, zamiast recenzji zamieszczam Top 10 Ulubionych cytatów z literatury. Do akcji zaprasza kreatywa.

1. "Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony".
J. Austen, Duma i uprzedzenie

2. "(...)rzucili się na mnie szpiedzy,opadły wymierające gady i gronostaje. Nakarmiono mnie nieistniejącym kawiorem. Nie gustujące w mężczyznach nimfomanki poddawały w wątpliwość moją męskość, groziły gwałtem na jeżu, straszyły ciążą, ba, nawet orgazmem i to takim któremu nie towarzyszą rytualne ruchy(...)"
A. Sapkowski, Czas pogardy

3. "Może się trochę przyodziejesz? Oświadczyłeś mi bardzo jasno, że nie interesuję cię od strony fizycznej, a widok twojego wilgotnego, na wpół nagiego ciała mógłby wywołać we mnie nieokiełznany seksualny amok".
N. Roberts, Ukryte skarby

4. "Potrzebna mi większa spluwa"
M. Cabot, Poszła na całość

5. To, co się wtedy stało, nie było jej winą. Stała właśnie przy zlewie, wycierając filiżankę, kiedy w kuchni domu naprzeciwko też zapaliło się światło, a oczom Jaine ukazał się Sam.
Wstrzymała powietrze. Płuca odmówiły jej posłuszeństwa.
- Słodki Jezu! - jęknęła i odetchnęła.
Widziała znacznie więcej Sama niż kiedykolwiek - widziała wszystko. Stanął na wprost lodówki goły jak święty turecki, nachylił się zdjął z półki butelkę soku pomarańczowego, otworzył i pociągnął sążnisty łyk. Nie zdołała się jednak nacieszyć widokiem jego fantastycznych pośladków, gdyż Sam odwrócił się do niej przodem. Od frontu prezentował się jeszcze lepiej, co było naprawdę ogromnym komplementem, bo tyłek miał wspaniały".
L. Howard, Mr. Perfect

6. "Gilbert Blythe nie przywykł starać się bezskutecznie o to, by któraś z dziewczynek zechciała nań spojrzeć. Musi spojrzeć nań ta czerwonowłosa Ania Shirley o spiczastym podbródku i wielkich oczach, jakich nie miała żadna inna uczennica w całym Avonlea.
Nagle wychylił się w stronę przejścia pomiędzy ławkami, pochwycił koniec jednego z długich warkoczy Ani, pociągnął ku sobie i zawołał przenikliwym szeptem:
- Patrzcie! Marchewka! Marchewka!
Wtedy dopiero Ania rzuciła nań mściwe spojrzenie.
I nie tylko spojrzenie. Zerwała się z miejsca, a wszystkie jasne jej rojenia pierzchły w jednej chwili.
Oczy jej gorzały gniewem, lecz prawie natychmiast przygasiły je łzy wściekłości i upokorzenia.
- Ty wstrętny chłopcze! - zawołała gwałtownie. - Jak śmiałeś!…
A potem - trzask! - Ania cisnęła swą tabliczką szyfrową w głowę Gilberta, cisnęła z taką siłą, że tabliczka pękła…"
L. M. Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza

7. - Ależ milordzie, pan jest goły! - oznajmiła, wstrząśnięta nie do opisania. Była to ostatnia kropla goryczy w ciągu tego długiego i jakże męczącego wieczora.
Hrabia Woolsey był faktycznie kompletnie nagi. Niespecjalnie przejął się tym faktem, ale panna Tarabotti odczuła nagłą i niepohamowaną potrzebę, aby zacisnąć powieki i pomyśleć o szparagach bądź czymś równie prozaicznym. Przyciśnięta do hrabiego, z podbródkiem wbitym w jego szeroki bark, zmuszona była spojrzeć w dół pleców na niezwykle kształtną wprawdzie, acz niezaprzeczalną krągłość. I to bynajmniej nie taką, za sprawą której człowiek zmienia się w wilkołaka. (O zmianach zachodzących we własnym ciele wolała nie myśleć. Krótko mówiąc, widok ten uderzył jej do głowy - albo gdzie indziej).
G. Carriger, Bezduszna

8. "Złotko, dla eyrieńskiego mężczyzny kopniak jest pewnego rodzaju niańczeniem. Nie pytaj mnie dlaczego, ale czasami nic nie mówi mężczyźnie lepiej >>kocham cię<<, niż grzmotnięcie go w głowę".
A. Bishop , Pani Shaladoru

9. - Nie jestem zła, tylko… spójrz na swoje ręce.
Marszcząc brwi, Lock spojrzał w dół.
- Och, rany! – Upuścił braci Shawów. Oba lwy mruknęły, gdy upadły na  podłogę. – Znowu to zrobiłem.
- Znowu? – Zapytała Blayne.
- Pamiętasz? Niedźwiedzie tłuką ofiarę, potem zanoszą ją w krzaki, żeby się  pożywić –  wyjaśniła Gwen.
- Ooooch. To dlatego Tatuś zawsze mówił, żeby nigdy nie pozwolić im się zabrać w dziwne miejsce.
- Myślę, że mówił o seryjnych mordercach, skarbie.
S. Laurenston, Uścisk grzywy

10. „Kto umie lepiej poskromić złośnicę, niech zawiadomi całą okolicę.”
W. Szekspir, Poskromienie złośnicy

sobota, 7 stycznia 2012

Poszła na całość Meggin Cabot




Tytuł: Poszła na całość
Autor: M. Cabot
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2004
Ilość stron: 271


    Nie ma lepszych historii miłosnych, niż te opowiadające o dwojgu ludziach, którzy się nie cierpią. Louise Calabrese (niestety rodzice nie pomyśleli o rymach) właśnie dowiedziała się, że jej były (na którego nota bene zmarnowała 10 lat swojej młodości) właśnie ożenił się ze swoją filmową partnerką, Gretą (Jesus Christ!). A nie byłoby tego romansu, gdyby Lou nie napisała oscarowego scenariusza „Hindenburga”, który miał być prezentem dla Bruna alias Barry’ego. Teraz żałuje, że napisała ten kawałek. Nawet otrzymanie Oscara nie zrekompensowało jej złamanego serca. Ale życie toczy się dalej, a ona musi lecieć na plan kolejnego filmu, którego scenariusza jest autorką – „Gliniarza Zabójcy 4” (Nie wiem jak autorka wpadła na te tytuły, ale są one tak absurdalne, że aż powalająco śmieszne. W kilku słowach oddała banalność Hollywood). Główną rolę gra Jack Townsend, bożyszcze amerykańskich kobiet. Fakt, że ma zgrabny tyłek i umie grać jakoś nie wpłynął na opinię, jaką ma o nim Lou. A ma nie najlepszą. W sumie Jack też za nią nie przepada. Niestety oboje lecą tym samym helikopterem. A potem robi się jeszcze gorzej, gdyż pilot ma zamiar ich zabić. Myślicie, że gorzej być nie może? Nic bardziej mylnego. Helikopter rozbija się, a Jack i Lou lądują sami, zimą w samym środku Alaski. Milusio, nie?
    Cóż, może być jeszcze gorzej. Nie tylko pilot został wynajęty, by ich zabić. Chwilę po katastrofie dopada ich grupa ludzi na skuterach. Ale bynajmniej nie proponują im pomocy. Od razu zaczynają strzelać. Para nie ma wyjścia. Muszą zacząć współpracować, by przeżyć.
    Nie przesadzę, gdy napiszę, że powieść jest fantastyczna. Główni bohaterowie nie powielają żadnego znanego schematu. Każdy obdarzony jest indywidualnymi cechami, a autorka nie pozbawiła ich też wad. Do tego przecudowne dialogi składające się głównie z uroczych przekomarzanek. Nie zabrakło też rękoczynów i gorących uścisków. Myślałby kto, że klimat Alaski ostudzi zapędy Lou i Jacka, ale tak się nie stało. Widać zagrożenie śmiercią podkręca temperaturę. Ludzie chwytają się zachowań najbardziej pierwotnych. A nie ma nic bardziej pierwotnego i celebrującego życie, niż seks.
    Książka ta jest zabawnym kryminałem, który częściowo wybija się ze standardowego schematu. Mamy oczywiście tajemnicę i śledztwo, ale nie kręci się ono wokół morderstwa, choć mamy do czynienia z próbą jego popełnienia. W dodatku bohaterowie właściwie nie mieli nigdy do czynienia z prawdziwym śledztwem. To ludzie filmu. Jedyne morderstwa jakie widzieli, to te na szklanym ekranie. A tu wpadają w sam środek burzy i muszą szybko nauczyć się sobie radzić. Cabot nieźle to wymyśliła. W sumie jest to świetna pisarka, więc nie ma co się dziwić.
    Poszła na całość to historia ucieczki przed zabójcami, opowieść o radzeniu sobie z byłym facetem i nowym facetem oraz parodia Hollywood. Wszystko poprzetykane wartką akcją, gorącym seksem i zjadliwymi żartami. Nie ma to jak docinający sobie bohaterowie. Atmosfera od razu robi się ciekawsza. Rudowłosa Lou, która ma czterech starszych braci i ojca w policji, czy mega przystojniak Jack, bogaty, pewny siebie aktor grający Pete’a Logana, tytułowego Gliniarza Zabójcę. Na kogo stawiacie?
     PS. Pominę sprawę niepasującej do treści okładki. Wina wydawcy.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Dlaczego lubię czytać kryminały?

Notka związana z konkursem Syndykatu Zbrodni w Bibliotece. Jeśli jesteś członkiem, do 8 stycznia możesz wziąć udział. Jeśli nie, miłośników kryminałów zapraszam na stronę Syndykatu, gdzie znajdziecie spis blogów, na których pojawiają się recenzję książek z tego gatunku. Zamieszczona tam wyszukiwarka pomoże wam znaleźć kolejną książkę, którą możecie "pożreć" :)

Przejdę jednak do sedna.

   Dlaczego lubię czytać kryminały? Ponieważ są przewidywalne i nieprzewidywalne jednocześnie. Przewidywalne, gdyż sięgając po kryminał wiem o czym będzie książka. Wiem jak będzie kształtowała się fabuła. Wiem jacy będą bohaterowie. Kryminał to czysty schemat z niewielkimi wariacjami. 
   A nieprzewidywalne? Do samego końca nie wiadomo kto zabił. Przez całą książkę czytelnika dręczy tajemnica nierozwiązanego morderstwa. I, jeśli kryminał jest dobry, na końcu czeka niespodzianka. Zaskakująca informacja kto jest mordercą. A ja uwielbiam niespodzianki.  Zazwyczaj mordercą okazuje się osoba, którą najmniej się podejrzewało. I na pewno będzie to bohater, którego nie typowałam. 
   Jeśli miałabym określić jakim gatunkiem literackim jestem, byłabym kryminałem (prawdopodobnie kryminałem z wątkiem romansowym, biorąc pod uwagę, co głownie czytam i co recenzuję). Nikt nie jest bardziej przewidywalny i jednocześnie nieprzewidywalny bardziej ode mnie. Moi przyjaciele mogą to potwierdzić. 
    Jednak w kryminałach chodzi głównie o ten element tajemnicy. Uwielbiam ten moment w książce, kiedy krzyczy się na całe gardło: "Co?! To on zabił?!". Nie ma to jak trafiona niespodzianka.

piątek, 30 grudnia 2011

Rozkosze nocy Sherrilyn Kenyon




Tytuł: Rozkosze nocy
Autor: S. Kenyon
Wydawnictwo: MAG
Seria: Mroczny Łowca tom 1
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 432



   Słuchajcie fani paranormali: wreszcie coś bez wampirów! No, prawie. Ale technicznie nie są oni wampirami, więc się liczy. Oto pierwsza część serii Mroczny łowca. Brzmi mrocznie. Już mi się podoba.
   Krótko o treści. Mroczni łowcy to wojownicy Artemidy, których dusze łkały z cierpienia w trakcie śmierci, zaś łaskawa bogini uczyniła ich nieśmiertelnymi i obdarzonymi paranormalnymi zdolnościami, by zabijali zdeprawowanych potomków Apolla – Daimony. Daimony, by utrzymać się przy życiu, wysysają krew i dusze z ludzi, za co Łowcy na nie polują. Łowcy nie mają dusz. Jest to zabezpieczenie przed Daimonami (nie masz duszy, to on nie może jej z ciebie wyssać). Jeśli tego zabezpieczenia by nie było… cóż, wyobraźcie sobie zdeprawowanego mordercę, który może władać wszystkimi żywiołami, używać telepatii i telekinezy, a w dodatku sam się leczyć. No właśnie.
   Sprawa tego konfliktu jest nieco bardziej zagmatwana, ale żeby w pełni ją objaśnić musiałabym przepisać tu połowę książki. Pozostańmy więc przy ogólnikach.
   Rozkosze nocy ukazują nam akcję od strony Kyriana, łowcy, starożytnego Greka i generała. Budzi się on w ciemnej piwnicy przykuty kajdankami do pięknej kobiety, Amandy. Zaś Desiderius (zły przeciwnik) pragnie go zabić. Daje mu dzień na ukrycie się. Zabawa będzie wtedy fajniejsza. Kyrian nie ma wyjścia. Nie chce narażać kobiety, więc przystępuje do zabawy.
   Na szczęście dla niego Amanda nie jest zwykłą dziewczyną. To czarodziejka, której moce jeszcze się nie skrystalizowały. Kyrian musi ją ukryć, żeby móc spokojnie zając się Desideriusem. Nie jest to jednak takie łatwe. Ten facet nie jest zwykłym Daimonem, posiada jakieś paranormalne zdolności, podobnie jak łowcy. Kyrian sporo się nagłowi jak go pokonać.
   Tymczasem Amanda wcale nie ma zamiaru siedzieć bezczynnie. Desiderius zagraża także jej rodzinie (ekscentrycznej, bo ekscentrycznej, ale rodzinie). Pomaga Kyrianowi, a jej stała obecność rozbudza w mężczyźnie uczucia, o których myślał, że już dawno je pogrzebał. Kiedy ukochana żona zdradza ciebie i kraj, też byś chciał zapomnieć o miłości. Jest to jednak bardzo silne uczucie i nie da się go powstrzymać siłą woli.
   Amanda oprócz Desideriusa musi jeszcze pokonać mur, który wzniósł wokół swojego serca Kyrian. Tysiące lat życia z uczuciem zdrady nie wpływa dobrze na zakładanie nowego związku. By udowodnić mu swoją miłość i pozyskać jego zaufanie będzie musiała zwrócić mu jego duszę, którą przy przemianie w Łowcę zabrała Artemida. Jest jednak haczyk, zawsze jest. Żeby to zrobić, będzie musiała go zabić.
   Tak pokrótce rysuje się treść tej części. Natrafiłam na tę książkę przypadkiem i nie miałam żadnych wcześniejszych założeń co do jej treści. Wiedziałam tylko, że to romans. Muszę przyznać, że Rozkosze nocy miło mnie zaskoczyły.
   Nie przepadam za wprowadzaniem mitologii do paranormali, jednak tu wyszło to nadspodziewanie dobrze. Bogowie greccy oczywiście są na głównym planie, ale przewijają się też bogowie rzymscy i nordyccy. Okazuje się również, że świat nie jest zamieszkany tylko przez ludzi, ale też przez inne rasy. Jedne koegzystują, inne niszczą. Jednak nic nie jest ani czarne ani białe. Autorka świetnie pokazała odcienie szarości. Okazuje się, że ktoś kto wydawał się zły i tak był opisywany, miał swoje powody by się takim stać. I też potrafi kochać oraz wybaczać tak samo jak zabijać i nienawidzić. Tym samym bohaterowie, całkowicie wywodzący się ze świata fantazji, wydają się niezwykle realistyczni.
   W powieści nie zabrakło również gorących scen erotycznych. I nie jest ich mało. Nie zakłócają jednak przebiegu akcji, a są dość sprytnie w nią wplecione.
   Przyznam też, że pewne elementy wydały mi się skądś znajome. I zerknęłam na książki J.R. Ward, których jeszcze tu nie recenzowałam. Niby fabuły inne, ale ogólny ich zarys jest w obu książkach bardzo podobny. Zauważyłam też analogię przy głównych męskich postaciach w każdym tomie. Ich charaktery ukształtowały się przez podobne przeżycia. Nawet jako bohaterowie kolejnych tomów pojawiają się w podobnej kolejności. Sama idea Bractwa Czarnego Sztyletu (Ward) jest bardzo bliska Mrocznym Łowcom. Chyba ktoś się tu kimś inspirował.
   Nie powiem jednak, że źle to wyszło. Obie serie bardzo mi się podobały. Szczególnym plusem jest ciągłość fabuły w kolejnych tomach. Nie są to pojedyncze historie o dwojgu ludziach, których ktoś tam ściga. Problematyka serii jest bardziej złożona. Ujawnianie drobnych faktów jeszcze bardziej rozbudza ciekawość czytelnika. Kiedy już czegoś się dowiaduje nowa informacja wyskakuje jak Filip z konopii, żeby zbić czytelnika z tropu i całkowicie zmienić jego wcześniejsze wnioski. Nie da się przewidzieć dalszej akcji.
   Rzecz na minus, której nie mogę pominąć. Kto projektował okładkę? Wygląda jak kolejna część sagi Kusziela. Absolutnie nie pasuje do treści książki. W dodatku jest brzydka. Myślę, że wydawnictwa, w których ofercie romanse są zaledwie ułamkiem, powinny się jeszcze wiele nauczyć jak je wydawać. 
   Sądzę, że każdy znajdzie w Rozkoszach nocy (angielski tytuł jest dużo lepszy – Fantazy lover i dużo lepiej pasuje do treści, ale cóż robić? Taka jest polityka wydawnictw w Polsce) coś dla siebie. Gorące sceny, poświęcenie dla ukochanego, dynamiczna akcja, niebezpieczne pościgi, krwawe starcia. Wszystko okraszone mnóstwem tajemnicy i niebezpieczeństwa. No i oczywiście wszędobylska miłość. W końcu to romans.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Gwiazdka miłości P. Jordan, L. Armstrong, D. Leclaire




Tytuł: Gwiazdka miłości
Autor: Penny Jordan, Lindsay Armstrong, Day Leclaire
Wydawnictwo: Harlequin
Rok wydania: 1998
Ilość stron: 320



   Święta to czas radości, zadumy i oczywiście miłości. Nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała okoliczności i nie wstawiła recenzji książki z Bożym Narodzeniem w tle. Romanse z tą tematyką nawet nie wydają się gniotowate. To chyba ta atmosfera wszechobecnego wybaczania i szczęścia tak wpływa na moją ocenę. Przyjrzyjmy się zatem trzem opowiadaniom świątecznym

Penny Jordan Przepis na Boże Narodzenie
   Zemsta, oto główny składnik kłopotów. Nawet zasłużona, prowadzi zwykle do niemiłych konsekwencji. I tym razem nie było inaczej. Heaven (amerykanie nadają doprawdy dziwaczne imiona) została fałszywie oskarżona o uwiedzenie cudzego męża i wyrzucona z pracy. Teraz mści się na Haroldzie, byłym pracodawcy, który wykorzystał sytuację, by rozwieść się z żoną i zagarnąć część jej majątku. Jako, że jest doskonałą kucharką podszywa się pod panią Tiggywinkle i organizuje kolację biznesową dla Harolda. Przy okazji do deseru doda trochę płynnej parafiny. A trzeba wam wiedzieć, że Harold wprowadził się do nowego domu, gdzie robotnicy (ponieważ Harold nie zapłacił) nie podłączyli urządzeń sanitarnych. Będzie tłoczno do wychodka.
   Na owej kolacji był też były szwagier Harolda, Jon. Chce on znaleźć na niego jakiś haczyk, by odzyskać choć część pieniędzy siostry. Przy okazji ratuje Heaven, w której się kochał, przed zdemaskowaniem zabierając ją do swojego domu w Szkocji. Tam też muszą spędzić Święta ukrywając się przed Haroldem. Szkocja, śnieg, święta i przystojniak. Czego kobieta może chcieć więcej?

Lindsay Armstrong Świąteczne przysmaki
   Merryn przyjeżdża na święta do domu swojej przybranej rodziny. Jej przybrana matka dochodzi do siebie po przebytej operacji, dlatego Merryn wzięła dłuższy urlop w pracy, by się nią zająć. Ma też za zadanie przygotować świąteczny obiad dla całej rodziny. Niespodziewanie do domu przyjeżdża jeden z synów Soni – Brendan. Wysoki, przystojny ideał każdej nastolatki. Tylko, że Merryn nie jest już nastolatką. Nie powinna więc czuć tego dziwnego dreszczu. A jednak. Młodzieńcze zauroczenie bynajmniej nie zanikło. Okazuje się też, że Bren zaczyna dziwnie fascynować się Merryn. Nie potrafi jednak oddzielić jego małej siostry (przybranej) od dorosłej kobiety. Dopiero wypadek samochodowy otwiera mu oczy. Ale czy nie będzie wtedy za późno?

Day Leclaire Wypowiedz swoje życzenie
   Co roku Mathias Blackstone wystawia na aukcje kilka świątecznych życzeń. Jedno z nich kupiła Maddie. Była zdesperowana. Musi udowodnić przyszłym teściom i potencjalnemu narzeczonemu, że nadaje się na żonę. Ale jak ma to zrobić, skoro nie umie gotować? Ma jej w tym pomóc Joe Milano, mistrz kuchni, który jest winny Mathiasowi przysługę. Joe jest świątecznym życzeniem Maddie. I mylą się ci, którzy sądzą, że to z jego strony powstanie opór. Otóż nie! Widząc na swoim progu Maddie, Joe właśnie sobie uświadomił, że czas szalonej beztroski dobiegł końca, bo oto ujrzał swoją przyszłą żonę. Niestety kobieta ma już narzeczonego. I jest niezwykle uparta twierdząc, że kocha takiego sztywniaka. Jak ona może się tak oszukiwać? Przed sobą ma gorącokrwistego Włocha, a woli wymoczka, któremu musi udowadniać miłość? Na szczęście lekcje gotowania wydają się idealnym pretekstem, by rozpalić kobietę i pokazać jej, kto tu jest jej prawdziwym przeznaczeniem.

   Zawsze z przyjemnością czytam proste historie miłosne, szczególnie w tak radosnej otoczce. Od razu cieplej robi się na sercu, gdy na najbardziej ulubione święto w roku otrzymuje się upragniony prezent. W tym wypadku jest to miłość. Aż mi się łezka w oku zakręciła. Nawet prostota i schematyzm tych opowiadań nie zepsują mi nastroju. Każdy ma czasami ochotę sobie powzdychać. A Boże Narodzenie to do tego najlepszy okres. A więc czytajcie przesiąkniętą atmosferą świąt oraz cukierkowym (albo z puszystym kremem) romantyzmem Gwiazdkę miłości (Banalny tytuł, wiem. Ale kogo to w tej chwili obchodzi?).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...